piątek, 1 listopada 2013

Karol Jakubski - Targi

Poszedłem na te targi, bo przecież trzeba się pokazać. A najlepiej się pokazywać wywołując skandal. Poszedłem zatem na targi, żeby wywołać skandal. Nie jestem jakoś specjalnie znany, więc moim kontrowersyjnym występem nikt by się specjalnie nie zainteresował, nawet gdybym tam wystawił, albo przyszedł całkiem nago. Szybko by mnie zwinęli i mało kto by zauważył. Zresztą, żeby pokazać się nago jestem trochę zbyt nieśmiały. Musiałem w związku z tym podpiąć się pod kogoś znanego i w ten sposób wywołać skandal. Pyskówka nie wchodziła w grę, tym bardziej, że jak się zdenerwuję, to jeszcze bardziej się jąkam. Zostało mi tylko jedno wyjście: musiałem komuś przypierdolić.

Tylko komu? W sumie literaci to raczej nie supermeni, ale zawsze mógłbym trafić na jakiegoś Hemingwaya… Zostały mi dwie opcje – kobieta lub poeta (nawet się jakoś tak prostacko zrymowało). Kobiety odrzuciłem od razu, bo to by mi raczej nie przyniosło sławy, choć niejednej chętnie bym przyłożył.A więc poeta...

Sprawdziłem na stronach targów i festiwalu Conrada listę zaproszonych. Z "konradowców" znałem tylko trzech, ale żaden z nich nie był poetą (Kuczok, Shuty, Twardoch). Zacząłem grzebać w „targowcach” – też nie było łatwo – sporo tam było znanych postaci, ale mało literatów. Znalazł się aliści jeden, który bardzo mi odpowiadał – Tomasz Jastrun. Znałem tę słynną anegdotkę z jego ojcem i Himilsbachem w roli głównej, poza tym widziałem go, jeszcze w czasach studenckich, na spotkaniu z Fuentesem – wydał mi się wtedy palantem, więc nie miałem jakichś wielkich skrupułów. Nie chciałem, żeby mój występ, był czymś w rodzaju „ataku na Miecugowa”, więc postanowiłem się trochę lepiej przygotować. Czytać jego wierszy nie zamierzałem, bo poezji nie rozumiem i nie lubię, ale wpadłem na jego bloga a tam… - chaos, błędy ortograficzne, interpunkcyjne, brak polskich znaków i nuda, przeraźliwa nuda. Jeżeli tak poeci piszą prozę, to ja dziękuję! I to był mój punkt zaczepienia.

Wszedłem na spotkanie z puszką Tyskiego za paskiem. Stanąłem z tyłu, Jastrun pieprzył. Otwarłem piwo, wypiłem trzy łyki dla kurażu i zacząłem iść w stronę stolika. Nabrałem piwa do ust, za moment stałem już przed stolikiem dla gości (czułem jak bąbelki mi buzują, piwo prawie wychodziło mi nosem). Wyplułem wszystko na poetę: „Przestań gwałcić język polski! Przestań gwałcić język polski! Przestań gwałcić język polski!”. Jastrun zbaraniał, ludzie zdębieli, a ja krzycząc to moje „przestań gwałcić język polski!” wybiegłem ze spotkania przez nikogo nie zatrzymywany.

Jak już byłem poza halą uświadomiłem sobie, że zapomniałem się przedstawić, a przecież nikt nie zna mojej twarzy! Jednak gdybym teraz tam wrócił, to bym się naraził na kpiny. Ale to ja byłem, ludzie, to ja byłem.

piątek, 13 września 2013

Karol Jakubski - Niedźwiedź

Głód. Straszny głód, który nie pozwalał mi myśleć o czymkolwiek innym. Chciało mi się jeść. Tylko o tym byłem w stanie myśleć, kiedy się obudziłem. Z twarzą przy ziemi szukałem czegokolwiek, co nadawałoby się, żeby zapełnić żołądek: orzeszki, trawa, zioła, korzenie a nawet ziemia. Żeby tylko zabić ten straszny głód. Potem doczołgałem się do jakiegoś strumyczka i zacząłem chłeptać z niego zimną wodę. Po krótkiej chwili podniosłem głowę i spojrzałem w strumyk. Ujrzałem w nim odbicie niedźwiedzia! Wiedziałem, że w takiej sytuacji nie powinienem uciekać, ale strach był silniejszy niż rozum. Rzuciłem się do ucieczki, ale jakoś tak dziwnie, na czworakach, nie wiem, czy ze strachu, czy dlatego, że było mi jakby wygodniej. Odwróciłem się. Nikt mnie nie gonił, niedźwiedzia nie było. Stanąłem jak człowiek, na dwóch nogach, chciałem wytrzeć ręce w spodnie, ale poczułem, że robię coś dziwnego. Spojrzałem na dłonie i kolejny razy tego dnia przeżyłem szok. Moje ręce były wielkie, owłosione i miały ogromne pazury.

Stałem się niedźwiedziem. I muszę przyznać, że moja reakcja na ten fakt mnie zaskoczyła. Powinienem pewnie rozpaczać, próbować się obudzić, wytrzeźwieć… Cokolwiek, co pozwoliłoby mi wrócić do mojego naturalnego stanu. Ale jakoś nie to było, przynajmniej nie w tamtym momencie, dla mnie najważniejsze. Chciałem tylko przetrwać. Nie bałem się. Wiedziałem przecież, kto rządzi w lesie. Zastanawiałem się tylko, co jeść i gdzie szukać schronienia.

Pierwsza walka z innym niedźwiedziem była dla mnie bolesnym przeżyciem, ale raczej nie czułem zagrożenia ze strony zwierząt. Szybko zdałem sobie sprawę ze swojej siły, do tego dysponowałem przecież inteligencją i doświadczeniem zdobytym w walce. Dzięki niemu wiedziałem, że to właśnie na ludzi powinienem najbardziej uważać.

Pamiętałem, że w Polsce niedźwiedzie są pod ochroną, dlatego postanowiłem odpuścić sobie wycieczki na Słowacji, czy Ukrainę. Przeciwko strzelbie myśliwego nawet moja siła i spryt to mogłoby być za mało… Ten kłusownik... Widziałem, jak zakładał wnyki, widziałem jak czaił z obrzynem się w krzakach. I to w parku narodowym! Zupełnie straciłem nad sobą panowanie. A on musiał być zaspany, może pijany, a może obie te rzeczy, w każdym razie nie słyszał, kiedy go zaszedłem od tyłu. Prawie urwałem mu głowę. Nie miał szans.

Kiedy ochłonąłem, dotarło do mnie, że zabiłem człowieka. Nie był to pierwszy raz. Robiłem to już przecież, taki fach, ale nigdy z tak bliska i nigdy gołymi rękami (czy raczej łapami). Tym razem było jednak inaczej. Tym razem czułem się doskonale, podekscytowany i jakby spełniony. Zabijanie zwierząt nie dawało mi tyle satysfakcji, może dlatego, że robiłem to, żeby jeść. Ale teraz było inaczej. Nie mogłem przecież zjeść człowieka! Wykopałem płytki dołek, przeciągnąłem do niego trupa i zasypałem.

Jakiś czas później znalazłem w lesie śpiącego mężczyznę. W sumie dziwne, że nikt go nie szukał, ale może tak jak ja, postanowił schować się przed światem, a może po prostu się zgubił? Usiadłem obok niego czekając, aż się obudził. W jego oczach, jeszcze zaspanych, ujrzałem przerażenie. Chyba chciałem go tylko postraszyć, ale coś znacznie silniejszego kazało mi rzucić się na niego. Rozdarłem go na strzępy, ale przysięgam, że nie chciałem tego zrobić.

Zdałem sobie sprawę, że nie jestem w stanie z tym wygrać, kiedy zabiłem kobietę zbierającą grzyby. I tym razem zakopałem ją pod ściółką, bałem się, że mogą ją znaleźć i spróbować się rozprawić z agresywnym niedźwiedziem. Nawet, jeśli byłem pod ochroną.


Po tym zdarzeniu zrobiłem mocne postanowienie, żeby trzymać się z dala od ścieżek i szlaków, ale niestety nie mogę powiedzieć, że grzybiarka była moją ostatnią ofiarą. Muszę też przyznać, niestety, że te wszystkie zabójstwa wprowadzały mnie w ekstazę, a tego uczucia nie znałem z wojny… A do tego wszystkiego, również niestety, w miarę upływu czasu (tak gdzieś pod koniec lata) zacząłem jednak jeść tych nieszczęśników. Jeść musiałem tak czy inaczej, a po co zabijać jelenia, skoro zabijałem ludzi? Okazało się, że nie mam jednak oporów przed jedzeniem ludzkiego mięsa, a przyjemność z mordowania została taka sama.

A jednak, kiedy byłem syty, dręczyły mnie wyrzuty sumienia. Myślałem o tych biedakach ( nie było ich w sumie tak dużo, na pewno nie więcej niż dziesięcioro) i obiecywałem sobie, że więcej tego nie zrobię. Ale gdy tylko poczułem głód, nie wilczy, a niedźwiedzi, wszelkie skrupuły znikały. W dodatki, ludzie byli najłatwiejszym celem. Znałem w końcu ich zwyczaje, a oni nie uciekali tak szybko jak inne zwierzęta. A ryb łapać mi się nie chciało.


Liście już dawno opadły, a ja błąkałem się po lesie, szukając czegoś do zjedzenia. Ludzie jakby się pochowali, musiałem więc wysilać się, żeby zabić sarnę, na mniejsze zwierzęta szkoda mi było czasu i energii. Pewnego dnia poczułem mocne zmęczenie, chciało mi się spać. Znalazłem sobie jaskinię, położyłem się w niej i zasnąłem. Stanęły mi przed oczami twarze tych nieszczęśników, których zabiłem. Co ciekawe, zdałem sobie sprawę z tego dopiero teraz, nie było wśród nich tych, których zabiłem na wojnie… Śniło mi się, że wróciłem do swojej dawnej postaci. Nie po raz pierwszy, ale wyraźnie jak nigdy i bardzo długo. W tym śnie tak bardzo chciałem przestać zabijać. Chciałem być znowu normalny.


Obudziłem się w szpitalu.


N. zmarł kilka dni temu. Walczył z nowotworem mózgu. Wcześniej przeszedł terapię w wojskowej klinice stresu bojowego. Było to konieczne po tym, jak w lutym ubiegłego roku znaleziono go w górskim szałasie, z ogromnymi odmrożeniami.

niedziela, 18 sierpnia 2013

Max Aub - Zbrodnie Przykładne

Możecie państwo zapytać w Związku Szachowym Mexicali, w Kasynie w Hermosillo, w Casa de Sonora: jestem, byłem, dużo lepszym szachistą niż on. Nie ma co porównywać. A wygrał ze mną pięć partii z rzędu. Nie wiem, czy państwo rozumiecie. Gracz klasy C! Jak dał mi mata, złapałem gońca i mu go wbiłem, mówią, że w oko. Prawdziwy szewski mat...

piątek, 16 sierpnia 2013

Karol Jakubski - Krwawe Zapusty

Najpierw my dwóch synów pana Łazowskiego złapali, Aleksandra i Józefa, jak na prześpiegi przyszli, potem trzeci, Henryk mu było, poszedł za braćmi, a na końcu sam stary, Antoni, w nasze ręce wpadł jak ryba w sieci. Kiedy ujrzał pan Łazowski, że trzej synowie we krwi bez życia leżą, poprosił jeno, żeby się wyspowiadać mógł, tak to zawleklimy go do księdza Modły, co plebanem w Pstrągowej był. Ksiądz Modła wyspowiadał ciaracha i bez słowa nam oddał, żeby my mogli robotę dokończyć. Kiedy się stary ostał w samych koszulach, wśród szlochów żony i córek począł błagać, żeby go od kuli ukatrupić, a nie od kosy, albo od piły, skamląc, że jako oficerowi, takie mu prawo przysługuje. Jednym go strzałem ubił Strzemeski litościwie, potem my go wraz synami na wozie położyli, a na ostatnią podróż fajkę do ust wetknęli.

niedziela, 9 czerwca 2013

Max Aub - Zbrodnie przykładne

- Jeszcze troszkę.
Nie mogłem odmówić. A nie cierpię ryżu.
- Jak jeszcze pan troszkę nie zje, pomyślę, że panu nie smakuje.
Nie ufali mi w tym domu. A potrzebowałem od nich przysługi. Już prawie mi się udało ich przekonać, ale ten ryż…
- Jeszcze troszkę.
- Jeszcze troszeczkę.
Byłem pełny. Czułem, że zaraz zwymiotuję. Nie miałem innego wyjścia, niż to zrobić. Biedna kobieta została tak, z otwartymi oczami. Na zawsze.

czwartek, 2 maja 2013

Karol Jakubski - Krwawe Zapusty

W Przyborowie wpadlimy do pańskiego domu, a że wilka znaleźć my nigdzie  nie mogli, zajęli my się napitkiem i drogiemi przedmiotami. Natenczas służka pana Józefa przyszła i rzekła nam, że schował się on w sianie na strychu, ale głodem zmorzony zawołał do niej i o strawę jaką poprosił.
Kiedy my na strych ten wpadli, pan Józef przerażony przez okno ze strychu wyskoczył, tak że nogę sobie całkiem strzaskał. Zawleklimy go do karczmy, żeby go stamtąd do cyrkułu przewieźć.
Na to wszystko wpadł Wojtek, który ongiś od pana Józefa dwadzieścia pięć kijów zebrał i krzycząc"dajcie mi ciaracha, to mu te dwadzieścia pięć odpłacę" żądał, żeby mu komórkę, w której my go schowali otwarli. Kiedy my się zgodzić na to nie chcieli, kilofem drzwi porozwalał, "ha!, tuśmi nędzniku" zakrzyknął i rozpłatał mu głowę.
Na nic nam taki martwy ciarach, bo po gębie nie dało się go poznać, więc i grosza za niego by my nie wzięli, wywlekli my go jeno na lamenty żyda z karczmy, obdarli z sukien i na śniegu nagiego zostawili.

wtorek, 30 kwietnia 2013

Karol Jakubski - Krwawe Zapusty

- Ludzie, co robicie, przecieżem bezbronny! Jam też chłopski syn...
- Łże psim językiem! On taki sam wilk jak oni, bo z panami trzyma. Kuba, a zdejmże mu głowę kosą jak makówkę!
- Nie kosą, jeno cepami go trza! Trza wilka wymłócić!
- A nuże bić klechę chłopy! I sił nie szczędzić!Wilka trza wymłócić! 

czwartek, 11 kwietnia 2013

Max Aub - Zbrodnie Przykładne

Był inteligentniejszy ode mnie, bogatszy, bardziej swobodny, wyższy, przystojniejszy, bystrzejszy, lepiej się ubierał, lepiej się wysławiał. Jeżeli myślicie państwo, że to mnie nie usprawiedliwia, to jesteście głupi. Zawsze się zastanawiałem jak się od niego uwolnić. Źle zrobiłem, że go otrułem: za bardzo cierpiał. Tego, owszem, żałuję. Chciałem, żeby umarł od razu.

sobota, 23 marca 2013

Max Aub - Zbrodnie Przykładne

Staliśmy na skraju chodnika, czekając, aż będziemy mogli przejść. Samochody jechały jeden za drugim, jakby były sklejone światłami. Musiałem tylko lekko popchnąć. Byliśmy małżeństwem od 12 lat. Nic nie była warta.

poniedziałek, 18 marca 2013

Karol Jakubski - Z notatnika Wujka Patyka

(Miało się to inaczej nazywać, ale zajął mi ktoś tytuł. Nie powiem, co chciałem napisać, znaczy z czyjego notatnika, w każdym razie przechrzciłem się na Wujka Patyka. Przechrzciłem się wyjątkowo podle, bo ani ze mnie wujek, ani tym bardziej patyk - ani patyków nie pijam, ani nie posiadam, mam za to w domu prąd, internet i zadziwiający zmysł obserwacji. Dlaczego więc podle? Ano dlatego, że przyczyną mojego pseudonimu była nędzna i prymitywna potrzeba rymu i rytmu.)

Jadę pociągiem z Rzeszowa do Krakowa. Jak byłem na studiach 30 lat temu, jeździły te pociągi 2 godziny. Dzisiaj 3.30 -  3.45. Ale Tusk Nowaka chwali, że punktualne, i że jest postęp. Postęp wsteczny. Taki polski paradoksik. Siedzę sobie w przedziale drugiej klasy, razem ze mną jadą te młoty. Studenci. Najgorsza gangrena. Nikt, kto ma wszystkie klepki, nie wsiada przecież do pe-ka-pe.

Kiedyś ci debili gadali z kimś, czytali durne gazety, jakieś łatwe książki, a teraz siedzą i grają na komórkach w jakieś gierki, jak dzieci. Gierki jak na Atari 20 lat temu, wąż, tetris... I tak są w stanie zabić te 3 godziny trzydzieści bijąc rekordy w węża.

Najbardziej lubię czytać w pociągu w nocy. Nic nie widać za oknem, tylko książka przed oczami i muzyka w uszach. Nikt nie gada, a ja nie słyszę, czy ktoś dyszy, czy chrapie. Jak się zmęczę, to zamykam oczy i śpię, potem się budzę i znowu czytam.

Jechałem raz sobie z Warszawy. W delegacji byłem więc mogłem sobie pozwolić na pierwszą klasę. W przedziale obok jechały Elektryczne Gitary. Wyrwałem kartkę z notesu, ścisnąłem długopis w garści i wparowałem do nich do przedziału: "Przepraszam, dzień dobry, mogę prosić o autograf? Panowie jesteście z tego zespołu Raz Dwa Trzy?

niedziela, 17 marca 2013

Ricardo Sigala - Periplus

Podróże, Podróżnicy 1


Wszystko było poszukiwaniem. Kiedy się wychodziło – albo wchodziło, w zależności od sytuacji- nieświadomie i bezwiednie. Bez tej pewności, jaką dają ziarenka piasku, które połykaliśmy na pustyni, a które porzucaliśmy, jak tylko pojawiło się trochę zieleni. Bez oceny żaglowców, albo oschłych, dwugarbnych wielbłądów, albo zgarbionych dromaderów, albo gruboskórych słoni, które zdechną na drogach tak starych jak niepoznanych, tak długich, jak zapomnianych (jakkolwiek, czasami,  zapełnionych ludźmi)…

środa, 6 marca 2013

Karol Jakubski - Dyskoteka



Nie bardzo lubię szkolne dyskoteki, ale mus to mus, więc poszłam. Na szczęście Waldek i Marek też przyszli, więc wieczór nie zapowiadał się na zupełną klapę. W domu nie mogłam oczywiście nic wypić (bo rodzice), kupiłam więc po drodze szczeniaczka krupniku i schowałam do torebki.

Waldek z Markiem przyszli wcześniej, lekko już zaprawieni, ale również z odpowiednimi zapasami. Znaleźliśmy miejsce, w którym nikt nie miał prawa nam przeszkodzić i tam skonsumowaliśmy zawartość naszych buteleczek.
W sali gimnastycznej, która była główną scenerią imprezy mieszały się zapachy strawionego alkoholu, potu oraz tańszych lub droższych perfum. Gdyby jednak hormony posiadały zapach, to pewnie one dominowałyby wśród imprezowych oparów. Zabawa, jak to zwykle bywa ze szkolnymi dyskotekami, była nakierowana na zapoznanie się z nieznajomymi osobami płci przeciwnej, albo na ugruntowanie znajomości zawartych na poprzednich imprezach. Wolne tańce zamieniały się w przytulanki, a przekraczanie kolejnych granic intymności było wprost proporcjonalne do ilości wypitego alkoholi.

Nasza trójka, czyli Marek, Waldek i ja, patrzyliśmy na to wszystko dość beznamiętnie, chociaż przypuszczam, że tak jak w mojej, tak i w ich głowach kłębiły się mniej lub bardziej nieprzystojne myśli, tym bardziej, że i my troszkę wypiliśmy.

Hamulce puściły najszybciej Waldkowi:

- Plotki są. – wyraźnie pił do mnie

- Plotki? Jakie? – dobrze wiedziałam, o co mu chodzi.

- Podobno spotykasz się z Cezarym. Tym z 4b. – wiedziałam, że to musi kiedyś wyjść na jaw.

- Co? Bzdura! Daj spokój Waldek. Ja i Cezary? A wiesz, co plotki mówią o tobie? Mówią…

W tym momencie usłyszeliśmy jakiś hałas w głębi korytarza. Pobiegliśmy tam w trójkę niemal natychmiast. Kilka osób stało w osłupieniu przed kiblem, z którego właśnie wyszedł dyrektor w zarzyganej marynarce.

- Co to ma w ogóle znaczyć! Wszystko to będzie przedmiotem rady pedagogicznej! – dyrektor był naprawdę wściekły – Nie ujdzie wam to płazem!

Wpadłam do toalety wraz z chłopakami, chociaż była to męska toaleta. Pod ścianą, bledsza niż ona, stała Kaśka z IIc. Podtrzymywał ją chłopak, którego nie znałam. W umywalce i na podłodze było pełno wymiocin. Nie trudno było się domyślić, co zaszło…

To wydarzenie oraz niewinne zderzenie dwóch głów podczas „pogo” były jedynymi incydentami tego wieczora. Impreza skończyła się tuż przed 22, ale my postanowiliśmy jeszcze się gdzieś zabawić. Do Asa iść nie mogliśmy, bo nie chcieliśmy tam spotkać czwartoklasistów, poszliśmy więc do Margo, co było mi zresztą na rękę, bo to po drodze do mnie i miałam pewność, że chłopcy mnie odprowadzą. Tam wypiliśmy, niewiele – ja małe piwo, chłopaki po dużym - i zostaliśmy grzecznie wyproszeni, bo pani „już w końcu chciała iść do domu”.

Odprowadzili mnie pod dom. Stanęliśmy pod trzepakiem i wtedy Waldek zaczął się popisywać.

- To jest zwis nachwytem. – zawisł na trzepaku – a teraz, proszę bardzo: odbicie i wymyk do podporu przodem – Waldek podskoczył, zrobił fikołka do tyłu i już stał na rękach na trzepaku. – A teraz odmyk do pozycji wyjściowej – nie wiedziałam kiedy, znów sobie wisiał na rękach.

- Waldek, bo się połamiesz! – Marek wyglądał na autentycznie zatroskanego.

- Ja połamię? Żartujesz chyba! – Waldek uwielbiał imponować swoją sprawnością – A teraz, uwaga, uwaga! Zwis przodem w wykręcie! – Znowu się podciągnął i zawisł tak, że myślałam, że mu ramiona wyskoczą z barków.

- Jezus Maria, Waldek! –Tym razem ja przestraszyłam się, że sobie coś zrobi – Ile ty masz lat? Złaź szybko.

Waldek, niezwykle dumny siebie zrobił odmyk, czy też jakiś inny „myk” i z szerokim uśmiechem stanął przed nami.

- Ma się krzepę nie? – Miał, nie byliśmy w stanie zaprzeczyć. – Dobra, Gocha, to co te plotki mówią o mnie?

- Jakie plotki?

- Te o których mówiłaś, jak ci powiedziałem, że mówią, że chodzisz z Cezarym. Nie dokończyłaś, bo dyrektor wypadł zarzygany z kibla…

- A wiecie, że ja w pierwszej chwili myślałem, że to on się zrzygał? – Marek wydawał się mówić serio – no ale przecież gdzie on, taki abstynent, by się zrzygał? – No właśnie. Dyrektor znany był z tego, że nie pił.

- Kaśka ma prze… - powiedziałam nie bez smutku, bo lubiłam tę Kaśkę.

- No raczej – zawtórowali mi obaj – nie wywinie się. Dyrektor jej tego nie podaruje.

- No dobra, to jakie te plotki?

- Mówią, że pijesz – byłam na niego zła za Cezarego.

- Wszyscy piją. – Na Waldku nie zrobiło to większego wrażenia.

- Mówią, że pijesz i bijesz żonę – wiedziałam, że to nieprawda, ale nie mogłam mu podarować tego Cezarego.

-Co?! Ja biję żonę?! Kurrrr! Kto tak powiedział? Kto – Władek wściekł się.

- Nieważne. Przecież wiemy, że to tylko plotki, prawda? – Miałam nadzieję, że Waldek zrozumiał.

-Wiemy – potwierdził Marek. – Ale wiemy też, – ciągnął dalej – że to co mówią o tobie, to prawda. I do tego szybko się roznosi…

- Gówno prawda! – a jednak to była prawda – Nic się nie roznosi! I wy też lepiej nie powtarzajcie!

- Spoko, Gocha. Nami się nie martw – Waldek przejechał sobie po ustach, jakby zasuwał zamek błyskawiczny – ani mru mru!

- Jasne! – Marek szybko podchwycił humor Waldka – Ale powiedz nam Gocha. Co ty widzisz w takim smarku?

- Przestańcie. Cezary jest bardzo dojrzały, jak na swój wiek.

-Taaa. – Waldek nie zamierzał skończyć. – Ale egzamin dojrzałości jeszcze przed nim… A kto go będzie odpytywał z Niemca? Pani profesor Małgorzata W…

- Nie gadam z wami. Jesteście pijani. A ja muszę iść. Pa! – Odwróciłam się na pięcie i zaczęłam iść w stronę domu. To był jedyny sposób.

- Gocha! Czekaj! Nie obrażaj się. Już ani słowa! Ale, rada starszego kolegi: uważaj, bo będzie skandal.

- Nie będzie skandalu, jeżeli przestaniecie o tym gadać. Zresztą on już niedługo kończy szkołę…

- Ej, Gocha, Gocha… – Waldek pokręcił głową, udając wielce zmartwionego – W co ty się pakujesz? Popatrz. Masz tu takich kumpli, trochę starszych, ale za to z doświadczeniem! Romantycznych. Popatrzyłabyś na nas, a nie na takich młokosów – ostatnie słowo powiedział z tym swoim przekąsem. – Popatrz, jakie ja wymyki robię. Potrafi tak ten Twój Cezary? A figę potrafi! Już ja to wiem, bo mam z nim WF. Cherlak straszny!

- Już ty się nie martw o niego – postanowiłam bronić Cezarego – tam gdzie powinien, tam jest sprawny.
Chłopcy wybuchnęli szyderczym śmiechem. Zdałam sobie sprawę, że palnęłam głupstwo.

- Nie gadam z Wami – tym razem już naprawdę postanowiłam iść – jutro mam na pierwszą lekcję. Pa!

-Idziesz już? Jeszcze ranek nie tak blisko. Słowik to, a nie skowronek się zrywa. – Marek, jak to polonista, postanowił zatrzymać mnie Szekspirem – I śpiewem przeszył trwożne ucho twoje…

- Dobre to jest Marek! – Waldkowi Szekspir najwyraźniej przypadł do gustu. - Dawaj, a ja robię specjalnie dla Gochy wymyk z…

- Co noc on śpiewa ówdzie na gałązce granatu, wierzaj mi, że to był słowik!

- Słowik! – usłyszałam ryk Waldka zza zamykających się drzwi klatki schodowej.

Próbowałam wejść do domu tak, żeby nie obudzić rodziców, jednak w przedpokoju po ciemku zderzyłam się z tatą.

- Jesteś! – słychać było, że mu ulżyło. Bałem się, że coś ci się stało. - Jakieś gnoje drą się pod klatką. Obudzili mnie.

Mój ojciec strasznie szybko się denerwował. I właśnie zamierzał zrobić to, czego się bałam najbardziej: Otworzył okno i wrzasnął.

- Stulić mordy, gnoje! Ludzie chcą spać!

Marek odpowiedział krzycząc:

- O, dnieje, dnieje! Idź, śpiesz się, uciekaj! Głos to skowronka brzmi tak przeraźliwie i niestrojnymi, ostrymi dźwiękami razi me ucho. Mówią, że skowronek…

Mojego ojca rozjuszyło to jeszcze bardziej:

- Jaki skowronek, ćpunie jeden?!? Won mi stąd, bo dzwonię na policję!

- Przepraszamy pana bardzo. – we wszystko wmieszał się Władek – My tylko chcieliśmy pogadać z Agnieszką?

- Tutaj nie mieszka, żadna Agnieszka! – ojciec tak łatwo wpadł w ich sidła... Ryknęli we dwóch:

- „Agnieszka, już dawno tutaj nie mieszka!” – ojca zbiła z tropu ta ich nagła piosenka.

Skonsternowany zatrzasnął okno. A ja tylko słyszałam, coraz bardziej w oddali, jak ryczeli to swoje „Agnieszka już dawno tutaj nie mieszka”.

niedziela, 3 marca 2013

Max Aub - Zbrodnie Przykładne

Jechaliśmy stłoczeni jak sardynki, a ten facet to była po prostu świnia. Śmierdział. Wszystko mu śmierdziało, ale przede wszystkim stopy. Zapewniam pana, że nie dało się tego wytrzymać. Poza tym, kołnierzyk - czarny, kark - umorusany. I patrzył na mnie. Coś obrzydliwego. Chciałem się przesiąść na inne miejsce. A,  pewnie pan w to nie uwierzy, to indywiduum wstaje za mną! Śmierdział jak sto diabłów, wydawało mi się, że widzę robaki w jego ustach. Może za mocno go pchnąłem. Ale to przecież nie moja wina, że koła autobusu po nim przejechały. 

środa, 27 lutego 2013

Karol Jakubski - Krwawe Zapusty

Prowadził nas syn Jakóba. Zaszlimy do Gogołowa przez lasy i dwór otoczyli. Panie jak nas ujrzały, wiedziały, po co my przyszli. Zaczęły błagać nas o łaskę dla mężów i ojców swoich, ale syn Jakóba jakby ogłuchł nagle. Kazał je ino do stodoły zamknąć, żeby swemi lamentami nie przeszkadzali nam w robocie naszej. Wszyscy trzej panowie bić się chcieli, ale cepami i widłami wysłaliśmy ich tam, gdzie ich miejsce. Na koniec Wojciech Byś, miejscowy chłop, odciął panu Fryderykowi żenidło i wepchnął mu je w usta krzycząc: "Masz ty teraz swoje ulubione cygaro, diable, pal je w piekle!" 

sobota, 16 lutego 2013

Karol Jakubski - Biografia Łajdaka

Nazywam się Jesus i jestem łajdakiem.Nazywam się Jesus, ale mówią na mnie Chucho. Wiem, że dla was to trochę dziwne, nazywać się Jezus, ale u nas to całkiem normalne, a nawet mogę rzec, że pospolite.

Urodziłem się w Meksyku, nie powiem w jakim mieście, bo chociaż liczy ono ponad milion mieszkańców, to w pewnych jego kręgach jestem dość znany, a ja chciałbym jeszcze trochę w nim pożyć i nieco poużywać. Dlaczego piszę po polsku? Nie, nie dlatego, że znam polski. Po prostu znam Karola, a Karol zna hiszpański, więc tłumaczy to, co ja piszę po hiszpańsku na was egzotyczny (albo, inaczej mówiąc, dziwaczny) język.

Mam 34 lata i nigdzie nie pracuję. Nie mogę się już doczekać, aż skończę 35, wtedy nikt już nie będzie chciał mnie zatrudnić bez doświadczenia, a ja będę miał święty spokój. Mam żonę. Ona pracuje - wykłada chemię na uniwersytecie. Nie dałoby się z tego wyżyć, ale moi rodzice mieszkają w Gringolandii, więc pomagają mi, bo jestem najmłodszy. Mamy z żoną syna - to mój dziedzic. Jedyny, pomimo mojego rozwiązłego stylu życia. Jak to możliwe? To proste - po jego przyjściu na świat poddałem się wazektomii i od tej pory strzelam ślepakami.

(Zacząłem od tyłu, ale nie będę przecież pisał o tym, że poszedłem do przedszkola i podglądałem koleżanki, bo to zbyt banalne i nie czyni ze mnie łajdaka, a przecież jestem łajdakiem, choć nie zawsze jestem z tego dumny.)

Nazywam się Jesus i jestem łajdakiem. Regularnie zdradzam żonę z brzydkimi kobietami - ładne zostawiam facetom bez wyobraźni. Jestem łajdakiem, ale znajomych mi nie brakuje. Nie dlatego, że mnie kochają, raczej dlatego, że moje imprezy są najlepsze. Załatwiam wtedy kupę narkotyków i alkoholu, spraszam znajomych i staram się, żeby się łajdaczyli tak, jak ja. Jak brakuje znajomych dziewczyn, zapraszam moje starsze siostry. Obie mają mężów, ale im też trzeba czasem odmiany (zapraszam je oczywiście bez mężów!), więc chętnie przychodzą.

Co do narkotyków, to jedyny, którego nie próbowałem, to heroina. Boję się heroiny i trzymam się od niej z daleka. Kocham trawę, lubię kokę. Czasem zarzucę kwasa, nie pogardzę peyotlem i grzybami. Dragi są spoko. Z alkoholi najbardziej lubię wódę, ale piwo i pulque też pijam. No i tequilę, ale to chyba jasne, w końcu jestem Meksykaninem!

Byłem masonem. Byłem, bo mnie wyrzucili. Za pijaństwo. Ojciec był na mnie wściekły. To był pierwszy taki przypadek od 100 lat! Jestem z tego bardzo dumny.

Kocham kraść. Ale kradnę tylko wódkę w 7-eleven i książki. Wódkę dla sportu, a książki  bo lubię książki. No i dlatego, że są za drogie. Jak mój syn był mały, chodziłem z wózkiem do księgarni, kradłem książkę i wkładałem pod jego becik. Nigdy nikt mnie o nic nie zapytał.

Piszę opowiadania. Raz napisałem jedno na konkurs i mój syn, dokładnie wtedy, kiedy miałem je wysyłać skasował mi pół pisząc coś w rodzaju: "saasdgiuqwqw76dsxcmnsbdfe3hfhfweiriuhq8734hgjfenef dfsbnsfdhjkreuifbjdfsbsdfb37843hfjhfdbnfsdhjew7fhjfs". Nie miałem wyjścia, wysłałem to co było. Zająłem drugie miejsce.

Kurde, miała być biografia a wyszło jakieś.... To Karola wina.

piątek, 15 lutego 2013

Karol Jakubski - Krwawe Zapusty

W Chojniku zasadzilimy się na Eljasza, ale, Pan Bóg chciał, więcej ich tam zdybalim. Kubuś, co furmanem u Eljasza był, mówił nam, że to bracia jego i kuzyn przyjechali w odwiedziny. Wyszedł do nas kuzyn Ejlasza i zapytał "czego chcecie bracia?". "Psu tyś bratem, nie nam" krzyknął na to Maciej i motyką mu rozharatał kark. Ten, choć juchą broczył, pałasz chwycił i zaczął nim wywijać, niejednego z naszych raniąc, póki z tyłu Andrzej go na widły nie nadział. Dwóch ciarachów, Eljaszowych braci, w poruszeniu tem uciec chciało, ale my ich przy stawie dopadli i pałkami stłukli, aż się do stawu bez życia osunęli. Szczęściem zamarznięty był, bo byśmy się zmoczyć musieli, żeby ich wyciągnąć i truchła do Tarnowa odwieźć. Już my chcieli odejść, kiedy Kubuś nas zatrzymał krzycząc: "A cóż to, starego zostawicie? Dyć on niezabity siedzi w piwnicy". Wyważylimy drzwi do piwnicy, ale my go po ciemku dojrzeć nie mogli. Napitku tam za to przedniego było siła, to i chłopy pić zaczęły, szczęściem Kubuś o swym panu nie zapomniał i tak szukał, aż go znalazł, za pólkami skrytego. Chwycił siekierę i uderzył pana w głowę, nie trafił go jednak dobrze, tylko oko mu wytłukł więc Baran, co drwalem był, jednym ciosem zakończył Eljasza żywot. 

niedziela, 10 lutego 2013

Karol Jakubski - Krwawe Zapusty

Pan Konstanty schował się jak szczur w pokoju, a chłopy miejscowe nie miały śmiałości, żeby tam wejść. Dopiero Szymon siekierą drzwi rozwalił i pana Konstantego w łeb nią zdzielił, tak że się tamten na ziemię zwalił. Potem cepami i kijami my pana wytłukli, aż się cały krwią zalał. Ryba go wtedy przebił widłami, a dobił pałką Polański - mówił, że to za żonę co mu pan Konstanty miał uratować, a zmarła i zostawiła jego i cztery dziecka sierotami.



czwartek, 7 lutego 2013

Karol Jakubski - Zdjęcia


Robiłem prezentację na swoim prywatnym laptopie, no i wtedy właśnie wyskoczyły te zdjęcia. Musiałem je komuś wysyłać poprzedniej nocy i jak wcisnąłem „browse”  to one się właśnie, w miniaturze, wyświetliły. Szybko zamknąłem okno, ale nie miałem pewności, czy ktoś z tych kilku obecnych osób zdał sobie sprawę z tego, co na nich było. Wiem na pewno, że musiałem się zaczerwienić, bo przez dobre kilka minut czułem ogień na twarzy.

Podeszła do mnie i zapytała, czy nie poszedłbym z nią na piwo, albo na kawę, bo ma trochę czasu i nie ma się gdzie podziać. Zgodziłem się. Nigdzie się przecież, jak zwykle, nie spieszyłem.  

Wypiliśmy po dwa albo trzy piwa. W pewnym momencie wypaliła: „Podobały mi się twoje zdjęcia”.  Nic nie powiedziałem. Znowu poczułem uderzenie ciepła.  „Ja też robię takie, wiesz? Zresztą zaraz ci pokażę…”.

Wstała i poszła, chyba do toalety.  Ja wpadłem w panikę. Gdyby była tam krócej, pewnie nic bym nie zrobił, ale musiała stać w kolejce, więc szybko ubrałem płaszcz. Na karteczce napisałem: „Bardzo cię przepraszam, dostałem telefon, to ważna sprawa rodzinna. Muszę pilnie wyjść”.

Zaraz za drzwiami zacząłem biec, uspokoiłem się dopiero za drugim rogiem.

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Karol Jakubski - Fabryka Snów

Po narkotykach, jak powszechnie wiadomo, sny są bardziej kolorowe. A jednak, przytaczając słowa jednego z purystów, "takie sny są jak Tour de France - piękna sprawa, szkoda tylko, że wszystko jest oszustwem".

piątek, 25 stycznia 2013

Karol Jakubski - Cyrograf

Jeden facet podpisał z diabłem cyrograf. Własną krwią podpisał, że "odda duszę diabłu, który będzie mógł ją zabrać nawet do samego piekła, ale tylko wtedy, kiedy życie na ziemi już mu się wyraźnie przeje".

Zaczął facet życia używać, bo dzięki cyrografowi miał wszystko: sławę, pieniądze, piękne kobiety i wieczną młodość. Nie było miejsca na świecie, którego by nie odwiedził, spróbował najwymyślniejszych potraw, pił najlepsze alkohole i zażywał wszystkich narkotyków świata. W końcu, po latach, przystanął na chwilę i rzekł (sam do siebie):
-Przestudiowałem wszystkie fakultety. Wypiłem wszystkie świata alkohole. Najlepsze na świecie miewałem kobiety... Hmm. Taaak. - zamyślił się nieco - Nie przeleciałem tylko chyba samego diabła!

Na te właśnie słowa pojawił się sam zainteresowany.
- Oczywiście mógłbyś spróbować. Jeśli takie tylko twe życzenie, jeśli tego tylko w twoim tak ciekawym życiu ci brakuje...
- W sumie dobry pomysł, czarcie! Nadstaw się więc!
- Powiedz tylko w kogo mam się zmienić, czyją postać chcesz, bym przybrał? Mogę być każdą kobietą, jaką znasz, nawet tą, których nigdy inaczej byś nie poznał: Kleopatrą, Katarzyną, Elżbietą, a nawet Ma...
- Nie! Czarcie, chcę przelecieć ciebie w twojej osobie.
- Czy na pewno? Z natury jestem straszny, brzydki, wręcz szkaradny...
- O to właśnie chodzi! Pięknych kobiet miałem wiele, ale diabła...
- Nikt przed Tobą tego nie próbował, boję się, że mogłoby cię to zabić.
- I...? Spróbowałem już tylu rzeczy, że jak ciebie, czarcie, przelecę, to możesz mnie ze sobą wziąć, do wszystkich swoich diabłów!

Na te słowa przybrał diabeł swą najprawdziwszą postać. Facet wzdrygnął się z obrzydzenia, ale nie cofnął się. Na początku z pewnym oporami, potem z rosnącą satysfakcją spełniał swoje ostatnie życzenie. Na koniec głośno zawył, tak jakby całemu światu chciał dać znak, że właśnie dokończył dzieła.

- Dobrze było? - zapytał facet.
- Teraz to bez znaczenia, bo zabieram cię do piekła!
- Co? Gdzie? Do jakiego piekła? Dobrze ci ze mną było?
- Podpisałeś własną krwią ten oto cyrograf - dokument pojawił się nagle w diabelskich rękach - poza tym sam przed chwilą powiedziałeś.
- Nigdzie nie idę,  - powiedział facet z naciskiem - dopóki mi nie powiesz, czy ci było dobrze.
- Tak, dobrze mi było.  - diabeł zdawał się być nieco zażenowany - A teraz szykuj się do drogi!
- Dogodziłem samemu diabłu!  - triumfalnie wykrzyknął facet z szerokim uśmiechem na twarzy - . A teraz powiem ci, że nigdzie z tobą nie idę... - powiedział chytrze.
- Podpisałeś cyrograf!
- Nigdzie z tobą nie idę. Ten cyrograf nie ma dla mnie żadnego znaczenia. I co mi zrobisz? Komu się poskarżysz? To co chciałem, to zobaczyłem, to co przeżyłem, to przeżyłem. A teraz mówię ci: żegnaj... Bye, bye.

I tak właśnie facet wyruchał samego diabła...

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Karol Jakubski - Krwawe Zapusty

Kiedy my drzwi do pokoju, w którym się schował wyważyli, znaleźlimy go schowanego pod stołem. Jeszcze próbował się bronić, pistoletem na nas machał, ale mu Jędrek z Dobrkowa kosę w rozdartą gębę wepchnął, aż mu tyłem na wylot wyszła. Żony jego z dziećmi nie było, a szkoda, bo byśmy małe ciaraszątka też powyżynali bez litości, której on nigdy dla naszych dzieci nie miał. Jeno żeśmy jego matkę zdybali na drodze i udusili, a wszystkie pieniądze, co przy sobie mała, między nas rozdzielili.


niedziela, 6 stycznia 2013

Karol Jakubski - Fabryka Snów

Domena .oni została wprowadzona w wyniku starań korporacji  które zajmowały się sprzedażą snów w internecie. Najpopularniejszym serwisem jest obecnie dreamfactory.oni (700 milionów wejść dziennie, 350 milionów zarejestrowanych użytkowników, 7,5 miliarda dostępnych snów).