poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Karol Jakubski - Genesis

Myśl o zapisaniu książki w DNA przyszła doktorowi George'owi Church podczas jednego z ataków katalepsji. Kiedy żona wzywała lekarza, on, nieruchomy, obmyślał plan wydania swojej najnowszej książki, "ReGenesis..." na mikromacierzy, czyli szklanej płytce rozmiaru zwykłego slajdu. Najpierw przełożył słowa i ilustracje na język binarny, potem podzielił go na 55 tysięcy krótkich fragmentów po 96 bitów każdy. Następnie przetłumaczył zerojedynkowe ciągi  na język nukleotydów - adenina i cytozyna były w nim zerami, a guanina i tymina jedynkami.

Ambicją Churcha było poprawienie Stwórcy, kreacja organizmów, których nie było w jego planach, oraz  poprawienie kodu genetycznego człowieka, tak, żeby "żył np. 200 lat, albo bił wszelkie możliwe rekordy na 100 metrów", jednak słabe zdrowie (atak serca, narkolepsja, carcinoma, dysleksja, zapalenie płuc i choroba lokomocyjna) nie pozwoliły mu zrealizować tych zuchwałych planów.

Kilka lat po jego śmierci, główny nurt genetyki skręcił w stronę odczytu nieodczytywanych dotąd elementów DNA, zarówno roślin jak i zwierząt. Okazało się bowiem, że w kodzie genetycznym zapisane jest WSZYSTKO, nie tylko plan życia danego organizmu, ale również jego historia i historia organizmów, z których się wywodził.

Początkowo członkowie najbardziej kosztownego projektu w dziejach nauki myśleli, że informacje dotyczące historii były przenoszone z pokolenia na pokolenie i dotyczyły tylko zdarzeń obserwowanych przez naocznych świadków. Namawiano więc potomków znanych postaci historycznych do dzielenia się swoim DNA, dzięki czemu udało się ustalać często nieznane bądź przeinaczane fakty. Szybko okazało się jednak, za sprawą słynnego "fałszerza dziedzictwa", że są jednostki, które mają zakodowane wydarzenia, które nijak nie mogły być oglądane przez jego przodków. Porównanie kodu zwierząt z różnych epok i kontynentów również dało niejednokroć zaskakujące rezultaty, tak jak było w przypadku DNA wydobytego ze szkieletów wojsk Aleksandra oraz współcześnie żyjących kolczatek.

Wypełniające się w szybkim tempie białe plany historii, podobnie jak kiedyś wielkie odkrycia geograficzne, zmieniły świat na zawsze. Ludzie rozochoceni ciągłymi odkryciami postawili sobie niezwykły cel. Odczytać kod historii wstecz aż do Wielkiego Wybuchu, jak chcieli jedni, lub do momentu pierwszego stworzenia, jak chcieli ich przeciwnicy. Na przeszkodzie i jednym i drugim stanęła pojemność: okazało się, że gdy miejsce w pamięci organizmu się zapełniało, najstarsze napisy znikały, żeby zrobić miejsce najnowszym. Radą na to miało być znalezienie organizmów, które przetrwały tysiące lat w możliwie nienaruszonym stanie. Poszukiwano ich przede wszystkim w krajach wiecznego lodu, chociaż niektórzy twierdzili, że te organizmy "nie mają zbyt wiele do powiedzenia" i kierowali swą uwagę w stronę chrząszczy w rodzaju Tenomerga Mucida. Rezultatem poszukiwań najlepszych nośników informacji było wyodrębnienie gatunków, których pojemność była większa niż inne. Do takich należał między innymi tzw. Żuczek Słupołaz, ale nawet w ich kodzie nie udało się odczytać całej historii świata.

Prawdziwy przełom nastąpił, kiedy jednemu z naukowców udało się odczytać informację z DNA wydobytego z jednego z Archeopteryksów z Solnhofen. Jens Karl Martel odkrył, że zawiera ona informację pochodzącą z późnej kredy. Nie zabrakło naturalnie takich, którzy mówili o zanieczyszczonym badaniu, ale fakt był faktem: w skamielinie znaleziono informacje o epoce która nastąpiła miliony lat po śmierci organizmu, z którego je wydobyto.

Naukowcy, w tym archeolodzy, biohistorycy, filozofowie i genetycy zaczęli snuć wiele teorii, które gotowi byli poprzeć rozległymi badaniami. Najbardziej ryzykowną, z punktu widzenia swojej dalszej kariery, hipotezę wysunęła szkocka matematyk i filozof Virginia Stewart, która stwierdziła, że odkrycie Martela dowodzi, że w kodzie genetycznym zapisana jest nie tylko cała przeszłość, ale i cała przyszłość, o której wiedza,  zgodnie z jej obliczeniami będzie dostępna ok 2112 roku. 

czwartek, 16 sierpnia 2012

Jorge Luis Borges - Z prologu do Fikcji


Klecenie opasłych tomisk to pracochłonna, zubażająca  niedorzeczność – po co wykładać na pięciuset stronach ideę, której doskonały ustny przekaz mieści się w kilku minutach? Lepiej udawać, że te książki już istnieją i tylko je streścić, skomentować.

Max Aub - Zbrodnie Przykładne

Ze mnie nikt się nie śmieje. A przynajmniej tamten już nie.

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Karol Jakubski - Rozproszenie

Pisarz Jakubski postanowił nie ułatwiać zadania swoim przyszłym monografistom i rozproszył swe dzieło w sposób niemal idealny. Zaczynał jeszcze w epoce papierowej drukując tu i ówdzie, w pismach i pisemkach, wydając książki na koszt swój i cudzy, drukował ulotki ze swoimi tekstami, wlepiał wlepki i pisał flamastrem w kiblach, windach i autobusach.

Rewolucja cyfrowa stała się również początkiem rewolucji w jego twórczości. Zaczął aktywnie i ochoczo wykorzystywać wszystkie nowe media. Pisał blogi pod wieloma pseudonimami, tworzył strony internetowe poświęcone własnej osobie, udzielał się na dziesiątkach forów, naszej klasie, fejsie, twitterze, pisał anonimowe maile do przypadkowych osób, wysyłał esemesy do losowo wygenerowanych numerów.

Nie zaniedbał atoli działalności analogowej: swoje najważniejsze teksty wpisywał ręcznie do książek w bibliotekach, czytelniach, a nawet księgarniach. Podobno dawał również ogłoszenia drobne do gazet lokalnych w rozmaitych i niespodziewanych sekcjach.

Od czasu do czasu wydawał coś w kilkuset egzemplarzach.

Niełatwo było wydać Dzieła Rozproszone Jakubskiego, nawet, jeśli się wiedziało, że używał on słów kluczowych takich jak "Karolek", "magnetyzm", "karburator", "szwank", "truchło", "refleksja", "gambit" w kombinacjach takich, że co najmniej dwa z nich można było w każdym tekście odnaleźć. Każde wydanie narażało się na zarzut niekompletności wpływającej na obraz i zrozumienie ogółu, bo nie wiadomo, czy któryś z nośników nie został gdzieś nieodkryty.

Karol Jakubski - Fabryka snów

Z inicjatywy Rzecznika Praw Dziecka wprowadzono przepis zakazujący rodzicom nagrywania snów swoich dzieci bez względu na wiek. Produkowane w Birmie aparaty do rejestrowania snu niemowląt cieszyły się jednak niezmierną popularnością, a kolejne akcje policji podbijały tylko ich czarnorynkową cenę.