środa, 6 marca 2013

Karol Jakubski - Dyskoteka



Nie bardzo lubię szkolne dyskoteki, ale mus to mus, więc poszłam. Na szczęście Waldek i Marek też przyszli, więc wieczór nie zapowiadał się na zupełną klapę. W domu nie mogłam oczywiście nic wypić (bo rodzice), kupiłam więc po drodze szczeniaczka krupniku i schowałam do torebki.

Waldek z Markiem przyszli wcześniej, lekko już zaprawieni, ale również z odpowiednimi zapasami. Znaleźliśmy miejsce, w którym nikt nie miał prawa nam przeszkodzić i tam skonsumowaliśmy zawartość naszych buteleczek.
W sali gimnastycznej, która była główną scenerią imprezy mieszały się zapachy strawionego alkoholu, potu oraz tańszych lub droższych perfum. Gdyby jednak hormony posiadały zapach, to pewnie one dominowałyby wśród imprezowych oparów. Zabawa, jak to zwykle bywa ze szkolnymi dyskotekami, była nakierowana na zapoznanie się z nieznajomymi osobami płci przeciwnej, albo na ugruntowanie znajomości zawartych na poprzednich imprezach. Wolne tańce zamieniały się w przytulanki, a przekraczanie kolejnych granic intymności było wprost proporcjonalne do ilości wypitego alkoholi.

Nasza trójka, czyli Marek, Waldek i ja, patrzyliśmy na to wszystko dość beznamiętnie, chociaż przypuszczam, że tak jak w mojej, tak i w ich głowach kłębiły się mniej lub bardziej nieprzystojne myśli, tym bardziej, że i my troszkę wypiliśmy.

Hamulce puściły najszybciej Waldkowi:

- Plotki są. – wyraźnie pił do mnie

- Plotki? Jakie? – dobrze wiedziałam, o co mu chodzi.

- Podobno spotykasz się z Cezarym. Tym z 4b. – wiedziałam, że to musi kiedyś wyjść na jaw.

- Co? Bzdura! Daj spokój Waldek. Ja i Cezary? A wiesz, co plotki mówią o tobie? Mówią…

W tym momencie usłyszeliśmy jakiś hałas w głębi korytarza. Pobiegliśmy tam w trójkę niemal natychmiast. Kilka osób stało w osłupieniu przed kiblem, z którego właśnie wyszedł dyrektor w zarzyganej marynarce.

- Co to ma w ogóle znaczyć! Wszystko to będzie przedmiotem rady pedagogicznej! – dyrektor był naprawdę wściekły – Nie ujdzie wam to płazem!

Wpadłam do toalety wraz z chłopakami, chociaż była to męska toaleta. Pod ścianą, bledsza niż ona, stała Kaśka z IIc. Podtrzymywał ją chłopak, którego nie znałam. W umywalce i na podłodze było pełno wymiocin. Nie trudno było się domyślić, co zaszło…

To wydarzenie oraz niewinne zderzenie dwóch głów podczas „pogo” były jedynymi incydentami tego wieczora. Impreza skończyła się tuż przed 22, ale my postanowiliśmy jeszcze się gdzieś zabawić. Do Asa iść nie mogliśmy, bo nie chcieliśmy tam spotkać czwartoklasistów, poszliśmy więc do Margo, co było mi zresztą na rękę, bo to po drodze do mnie i miałam pewność, że chłopcy mnie odprowadzą. Tam wypiliśmy, niewiele – ja małe piwo, chłopaki po dużym - i zostaliśmy grzecznie wyproszeni, bo pani „już w końcu chciała iść do domu”.

Odprowadzili mnie pod dom. Stanęliśmy pod trzepakiem i wtedy Waldek zaczął się popisywać.

- To jest zwis nachwytem. – zawisł na trzepaku – a teraz, proszę bardzo: odbicie i wymyk do podporu przodem – Waldek podskoczył, zrobił fikołka do tyłu i już stał na rękach na trzepaku. – A teraz odmyk do pozycji wyjściowej – nie wiedziałam kiedy, znów sobie wisiał na rękach.

- Waldek, bo się połamiesz! – Marek wyglądał na autentycznie zatroskanego.

- Ja połamię? Żartujesz chyba! – Waldek uwielbiał imponować swoją sprawnością – A teraz, uwaga, uwaga! Zwis przodem w wykręcie! – Znowu się podciągnął i zawisł tak, że myślałam, że mu ramiona wyskoczą z barków.

- Jezus Maria, Waldek! –Tym razem ja przestraszyłam się, że sobie coś zrobi – Ile ty masz lat? Złaź szybko.

Waldek, niezwykle dumny siebie zrobił odmyk, czy też jakiś inny „myk” i z szerokim uśmiechem stanął przed nami.

- Ma się krzepę nie? – Miał, nie byliśmy w stanie zaprzeczyć. – Dobra, Gocha, to co te plotki mówią o mnie?

- Jakie plotki?

- Te o których mówiłaś, jak ci powiedziałem, że mówią, że chodzisz z Cezarym. Nie dokończyłaś, bo dyrektor wypadł zarzygany z kibla…

- A wiecie, że ja w pierwszej chwili myślałem, że to on się zrzygał? – Marek wydawał się mówić serio – no ale przecież gdzie on, taki abstynent, by się zrzygał? – No właśnie. Dyrektor znany był z tego, że nie pił.

- Kaśka ma prze… - powiedziałam nie bez smutku, bo lubiłam tę Kaśkę.

- No raczej – zawtórowali mi obaj – nie wywinie się. Dyrektor jej tego nie podaruje.

- No dobra, to jakie te plotki?

- Mówią, że pijesz – byłam na niego zła za Cezarego.

- Wszyscy piją. – Na Waldku nie zrobiło to większego wrażenia.

- Mówią, że pijesz i bijesz żonę – wiedziałam, że to nieprawda, ale nie mogłam mu podarować tego Cezarego.

-Co?! Ja biję żonę?! Kurrrr! Kto tak powiedział? Kto – Władek wściekł się.

- Nieważne. Przecież wiemy, że to tylko plotki, prawda? – Miałam nadzieję, że Waldek zrozumiał.

-Wiemy – potwierdził Marek. – Ale wiemy też, – ciągnął dalej – że to co mówią o tobie, to prawda. I do tego szybko się roznosi…

- Gówno prawda! – a jednak to była prawda – Nic się nie roznosi! I wy też lepiej nie powtarzajcie!

- Spoko, Gocha. Nami się nie martw – Waldek przejechał sobie po ustach, jakby zasuwał zamek błyskawiczny – ani mru mru!

- Jasne! – Marek szybko podchwycił humor Waldka – Ale powiedz nam Gocha. Co ty widzisz w takim smarku?

- Przestańcie. Cezary jest bardzo dojrzały, jak na swój wiek.

-Taaa. – Waldek nie zamierzał skończyć. – Ale egzamin dojrzałości jeszcze przed nim… A kto go będzie odpytywał z Niemca? Pani profesor Małgorzata W…

- Nie gadam z wami. Jesteście pijani. A ja muszę iść. Pa! – Odwróciłam się na pięcie i zaczęłam iść w stronę domu. To był jedyny sposób.

- Gocha! Czekaj! Nie obrażaj się. Już ani słowa! Ale, rada starszego kolegi: uważaj, bo będzie skandal.

- Nie będzie skandalu, jeżeli przestaniecie o tym gadać. Zresztą on już niedługo kończy szkołę…

- Ej, Gocha, Gocha… – Waldek pokręcił głową, udając wielce zmartwionego – W co ty się pakujesz? Popatrz. Masz tu takich kumpli, trochę starszych, ale za to z doświadczeniem! Romantycznych. Popatrzyłabyś na nas, a nie na takich młokosów – ostatnie słowo powiedział z tym swoim przekąsem. – Popatrz, jakie ja wymyki robię. Potrafi tak ten Twój Cezary? A figę potrafi! Już ja to wiem, bo mam z nim WF. Cherlak straszny!

- Już ty się nie martw o niego – postanowiłam bronić Cezarego – tam gdzie powinien, tam jest sprawny.
Chłopcy wybuchnęli szyderczym śmiechem. Zdałam sobie sprawę, że palnęłam głupstwo.

- Nie gadam z Wami – tym razem już naprawdę postanowiłam iść – jutro mam na pierwszą lekcję. Pa!

-Idziesz już? Jeszcze ranek nie tak blisko. Słowik to, a nie skowronek się zrywa. – Marek, jak to polonista, postanowił zatrzymać mnie Szekspirem – I śpiewem przeszył trwożne ucho twoje…

- Dobre to jest Marek! – Waldkowi Szekspir najwyraźniej przypadł do gustu. - Dawaj, a ja robię specjalnie dla Gochy wymyk z…

- Co noc on śpiewa ówdzie na gałązce granatu, wierzaj mi, że to był słowik!

- Słowik! – usłyszałam ryk Waldka zza zamykających się drzwi klatki schodowej.

Próbowałam wejść do domu tak, żeby nie obudzić rodziców, jednak w przedpokoju po ciemku zderzyłam się z tatą.

- Jesteś! – słychać było, że mu ulżyło. Bałem się, że coś ci się stało. - Jakieś gnoje drą się pod klatką. Obudzili mnie.

Mój ojciec strasznie szybko się denerwował. I właśnie zamierzał zrobić to, czego się bałam najbardziej: Otworzył okno i wrzasnął.

- Stulić mordy, gnoje! Ludzie chcą spać!

Marek odpowiedział krzycząc:

- O, dnieje, dnieje! Idź, śpiesz się, uciekaj! Głos to skowronka brzmi tak przeraźliwie i niestrojnymi, ostrymi dźwiękami razi me ucho. Mówią, że skowronek…

Mojego ojca rozjuszyło to jeszcze bardziej:

- Jaki skowronek, ćpunie jeden?!? Won mi stąd, bo dzwonię na policję!

- Przepraszamy pana bardzo. – we wszystko wmieszał się Władek – My tylko chcieliśmy pogadać z Agnieszką?

- Tutaj nie mieszka, żadna Agnieszka! – ojciec tak łatwo wpadł w ich sidła... Ryknęli we dwóch:

- „Agnieszka, już dawno tutaj nie mieszka!” – ojca zbiła z tropu ta ich nagła piosenka.

Skonsternowany zatrzasnął okno. A ja tylko słyszałam, coraz bardziej w oddali, jak ryczeli to swoje „Agnieszka już dawno tutaj nie mieszka”.

Brak komentarzy: