piątek, 13 września 2013

Karol Jakubski - Niedźwiedź

Głód. Straszny głód, który nie pozwalał mi myśleć o czymkolwiek innym. Chciało mi się jeść. Tylko o tym byłem w stanie myśleć, kiedy się obudziłem. Z twarzą przy ziemi szukałem czegokolwiek, co nadawałoby się, żeby zapełnić żołądek: orzeszki, trawa, zioła, korzenie a nawet ziemia. Żeby tylko zabić ten straszny głód. Potem doczołgałem się do jakiegoś strumyczka i zacząłem chłeptać z niego zimną wodę. Po krótkiej chwili podniosłem głowę i spojrzałem w strumyk. Ujrzałem w nim odbicie niedźwiedzia! Wiedziałem, że w takiej sytuacji nie powinienem uciekać, ale strach był silniejszy niż rozum. Rzuciłem się do ucieczki, ale jakoś tak dziwnie, na czworakach, nie wiem, czy ze strachu, czy dlatego, że było mi jakby wygodniej. Odwróciłem się. Nikt mnie nie gonił, niedźwiedzia nie było. Stanąłem jak człowiek, na dwóch nogach, chciałem wytrzeć ręce w spodnie, ale poczułem, że robię coś dziwnego. Spojrzałem na dłonie i kolejny razy tego dnia przeżyłem szok. Moje ręce były wielkie, owłosione i miały ogromne pazury.

Stałem się niedźwiedziem. I muszę przyznać, że moja reakcja na ten fakt mnie zaskoczyła. Powinienem pewnie rozpaczać, próbować się obudzić, wytrzeźwieć… Cokolwiek, co pozwoliłoby mi wrócić do mojego naturalnego stanu. Ale jakoś nie to było, przynajmniej nie w tamtym momencie, dla mnie najważniejsze. Chciałem tylko przetrwać. Nie bałem się. Wiedziałem przecież, kto rządzi w lesie. Zastanawiałem się tylko, co jeść i gdzie szukać schronienia.

Pierwsza walka z innym niedźwiedziem była dla mnie bolesnym przeżyciem, ale raczej nie czułem zagrożenia ze strony zwierząt. Szybko zdałem sobie sprawę ze swojej siły, do tego dysponowałem przecież inteligencją i doświadczeniem zdobytym w walce. Dzięki niemu wiedziałem, że to właśnie na ludzi powinienem najbardziej uważać.

Pamiętałem, że w Polsce niedźwiedzie są pod ochroną, dlatego postanowiłem odpuścić sobie wycieczki na Słowacji, czy Ukrainę. Przeciwko strzelbie myśliwego nawet moja siła i spryt to mogłoby być za mało… Ten kłusownik... Widziałem, jak zakładał wnyki, widziałem jak czaił z obrzynem się w krzakach. I to w parku narodowym! Zupełnie straciłem nad sobą panowanie. A on musiał być zaspany, może pijany, a może obie te rzeczy, w każdym razie nie słyszał, kiedy go zaszedłem od tyłu. Prawie urwałem mu głowę. Nie miał szans.

Kiedy ochłonąłem, dotarło do mnie, że zabiłem człowieka. Nie był to pierwszy raz. Robiłem to już przecież, taki fach, ale nigdy z tak bliska i nigdy gołymi rękami (czy raczej łapami). Tym razem było jednak inaczej. Tym razem czułem się doskonale, podekscytowany i jakby spełniony. Zabijanie zwierząt nie dawało mi tyle satysfakcji, może dlatego, że robiłem to, żeby jeść. Ale teraz było inaczej. Nie mogłem przecież zjeść człowieka! Wykopałem płytki dołek, przeciągnąłem do niego trupa i zasypałem.

Jakiś czas później znalazłem w lesie śpiącego mężczyznę. W sumie dziwne, że nikt go nie szukał, ale może tak jak ja, postanowił schować się przed światem, a może po prostu się zgubił? Usiadłem obok niego czekając, aż się obudził. W jego oczach, jeszcze zaspanych, ujrzałem przerażenie. Chyba chciałem go tylko postraszyć, ale coś znacznie silniejszego kazało mi rzucić się na niego. Rozdarłem go na strzępy, ale przysięgam, że nie chciałem tego zrobić.

Zdałem sobie sprawę, że nie jestem w stanie z tym wygrać, kiedy zabiłem kobietę zbierającą grzyby. I tym razem zakopałem ją pod ściółką, bałem się, że mogą ją znaleźć i spróbować się rozprawić z agresywnym niedźwiedziem. Nawet, jeśli byłem pod ochroną.


Po tym zdarzeniu zrobiłem mocne postanowienie, żeby trzymać się z dala od ścieżek i szlaków, ale niestety nie mogę powiedzieć, że grzybiarka była moją ostatnią ofiarą. Muszę też przyznać, niestety, że te wszystkie zabójstwa wprowadzały mnie w ekstazę, a tego uczucia nie znałem z wojny… A do tego wszystkiego, również niestety, w miarę upływu czasu (tak gdzieś pod koniec lata) zacząłem jednak jeść tych nieszczęśników. Jeść musiałem tak czy inaczej, a po co zabijać jelenia, skoro zabijałem ludzi? Okazało się, że nie mam jednak oporów przed jedzeniem ludzkiego mięsa, a przyjemność z mordowania została taka sama.

A jednak, kiedy byłem syty, dręczyły mnie wyrzuty sumienia. Myślałem o tych biedakach ( nie było ich w sumie tak dużo, na pewno nie więcej niż dziesięcioro) i obiecywałem sobie, że więcej tego nie zrobię. Ale gdy tylko poczułem głód, nie wilczy, a niedźwiedzi, wszelkie skrupuły znikały. W dodatki, ludzie byli najłatwiejszym celem. Znałem w końcu ich zwyczaje, a oni nie uciekali tak szybko jak inne zwierzęta. A ryb łapać mi się nie chciało.


Liście już dawno opadły, a ja błąkałem się po lesie, szukając czegoś do zjedzenia. Ludzie jakby się pochowali, musiałem więc wysilać się, żeby zabić sarnę, na mniejsze zwierzęta szkoda mi było czasu i energii. Pewnego dnia poczułem mocne zmęczenie, chciało mi się spać. Znalazłem sobie jaskinię, położyłem się w niej i zasnąłem. Stanęły mi przed oczami twarze tych nieszczęśników, których zabiłem. Co ciekawe, zdałem sobie sprawę z tego dopiero teraz, nie było wśród nich tych, których zabiłem na wojnie… Śniło mi się, że wróciłem do swojej dawnej postaci. Nie po raz pierwszy, ale wyraźnie jak nigdy i bardzo długo. W tym śnie tak bardzo chciałem przestać zabijać. Chciałem być znowu normalny.


Obudziłem się w szpitalu.


N. zmarł kilka dni temu. Walczył z nowotworem mózgu. Wcześniej przeszedł terapię w wojskowej klinice stresu bojowego. Było to konieczne po tym, jak w lutym ubiegłego roku znaleziono go w górskim szałasie, z ogromnymi odmrożeniami.