niedziela, 29 kwietnia 2012

Karol Jakubski - Fabryka snów

Kontrowersje dotyczące ochrony praw autorskich i do wizerunku pojawiły się niemal wraz z pojawieniem się pierwszych publicznie dostępnych snów. Nic dziwnego - Angelina Jolie niekoniecznie musiała mieć przecież ochotę być oglądaną nago w objęciach owłosionego grubasa.

Z cyklu Opowiastki

sobota, 7 kwietnia 2012

Karol Jakubski - Krwawe Zapusty

Kiedyś on nas na polu zwyklinał, jak my u niego czynsz odrabiali. Od chamów wyzywał i nierobów, niejednego po gębie sprał. Teraz my go w gębę bili pięścią i kijem. Już nie klnął na nas, ino o łaskę prosił, tak jak my go nieraz prosili, i o życie błagał. I chociaż niejeden z nas po chrześcijańsku mu wybaczyć chciał, to Maciek, najstarszy u nas, litować nam się zabronił i powiedział: "Tyś panie litości nad nami nie miał i my się nad tobą nie będziem litowali".

Rysował Romo

Max Aub - Zbrodnie Przykładne

Zabił siostrzyczkę w nocy z piątego na szóstego grudnia, żeby wziąć wszystkie zabawki które przyniósł Święty Mikołaj.

piątek, 6 kwietnia 2012

Karol Jakubski - Borys Szyc


Kiedy mnie zostawiła, myślałem, że oszaleję. Postanowiłem wyjechać z miasta, rzucić wszystko, zmienić, zapomnieć. Wyjechałem do Warszawy. Z pracą nie było problemu, znalazłem szybko całkiem dobrze płatną pracę w jednej z korporacji i harowałem jak wół, żeby nie myśleć o tym, co się stało. Poznałem tam sporo ludzi, ale okazało się, jak to bywa w korporacjach, że otacza mnie banda karierowiczów, do tego idiotów, z którymi można pogadać tylko o tym, że kupili sobie plazmę, że spłacają mieszkanie, albo, że chcą wziąć kredyt. Nuda, nuda, nuda.

Kobiety mnie nie interesowały. Nie chciałem znowu się w coś pakować, burdel nie był dla mnie żadnym rozwiązaniem (radziłem sobie sam, ale też bez specjalnej radości, bardziej z przyzwyczajenia, czy dla rozładowania). Pracowałem, a forsa spływała na konto, na nic nie wydawałem, bo nic mnie nie cieszyło.

Kiedyś, przy okazji długiego weekendu, kiedy nie było już nic do roboty i zamknęli biuro z powodu konserwacji klimatyzacji, wind czy po prostu po to, żeby zrobić na złość takim jak ja, siedziałem bezczynnie w domu. Dopadła mnie straszliwa nuda, nie chciało mi się nigdzie jechać, a wszyscy – wszyscy – gdzieś się porozjeżdżali, byle dalej od Warszawy. Nuda. Wlazłem w Internet, ale stamtąd też wiało nudą. Jak idiota w wpisywałem w szczęśliwy traf google’a różne idiotyczne słowa typu „pierdy”, „pryszcze”, „owsiki”… W końcu wpisałem „chlanie”. Wyskoczyło chlanie.pl – znajdź sobie kumpla do picia. Dziesiątki propozycji, kobiety, mężczyźni w różnych miastach. Poszukałem w Warszawie. Pierwszy był Blondas29. Blondas, pomyślałem, może się napijemy? Umówiłem się w Atraksji na 21.

Nuda wywiała mnie z domu jednak dużo wcześniej, poszedłem do Łazienek nakarmić łabędzie, potem powłóczyłem się trochę nad Wisłą i za piętnaście stanąłem przed kiczowatym szyldem mówiącym, że to właśnie tu mieści się lokal o pretensjonalnej nazwie Atraxja.

Wszyscy zdawali się spędzać czas na majówce, w związku z czym nie miałem problemu z dopasowaniem stolika do swoich potrzeb: usiadłem tak, by kontrolować bar oraz drzwi, potem zamówiłem piwo.

Mój kompan w ciemno nie przyszedł. Nie chciało mi się wracać do pustego mieszkania, kupiłem więc paczkę fajek, wziąłem pierwszą lepszą książkę z barowej biblioteczki i sączyłem powoli piwo za piwem.

Gdzieś w okolicach czwartego podszedł do mojego stolika facet wyglądający jak młodszy brat Borysa Szyca, aktora, którego oglądałem w Oficerze, a wcześniej w Vincim i chyba w Symetrii.
- Nie przeszkadzam? Mogę się przysiąść? – zapytał
- Jasne – odpowiedziałem. W sumie to przeszkadzał, ale po czterech piwach litery już trochę mi zaczynały tańczyć przed oczami, zresztą książka była średnia. – Zapraszam.

Zaczęliśmy gadać. O książce, o innych książkach, o komiksach, o grach, o muzyce, oczywiście o sporcie, podróżach, telewizji i kinie. A propos kina, powiedziałem mu:
- A wiesz, że jesteś strasznie podobny do Borysa Szyca? Jak podszedłeś do mnie, to myślałem, że jesteś jego bratem, albo kimś w tym rodzaju.
- Wszyscy, którzy mnie nie znają mi to mówią... - odpowiedział
- A ci, co cię nie znają?
- No ci, co mnie nie znają, mi to mówią.
- Aaaaa.... Okej...  - byłem już chyba w okolicy siódmego piwa -  a co mówią ci, co cię znają?
- Nic nie mówią, bo wiedzą, że ja to ja.

Zdałem sobie wtedy sprawę, że nie pamiętam, jak mój wpółpijący się nazywa. Normalnie, pewnie bym jakoś zręcznie omijał tę przeszkodę, ale po pijaku raczej zderzam się z przeszkodami, więc i tym razem wziąłem byka za rogi:
- Stary, sorry, walnij mnie w pysk, ale przypomnij mi jak się nazywasz? Chyba się nawaliłem, bo nie pamiętam...
- Borys. – odpowiedział
- Ale chyba nie Szyc, co? – zapytałem śmiejąc się głośno ze swojego żartu
- Urodziłem się, w zasadzie, jako Michalak. A teraz to jestem Szyc. – rzekł potwierdzając ruchem głowy, że to szczera prawda.
- O kur... Stary... To jednak ty!  - jak już powiedziałem, po tylu piwach nic nie było w stanie mnie zawstydzić - W telewizji wyglądasz na starszego! Podobało mi się jak zagrałeś w Oficerze!
- Dzięki stary, ale nie gadajmy o tym, okej? To teraz ja też sobie przypomnę: Kuba, tak?
- Kto? Ja? – Borys skinął głową na potwierdzenie – Nie. Karol.
Przybiliśny piątkę, potem, jak na zawołanie, wypiliśmy do dna.

Nasza rozmowa toczyła się dalej wokół standardowych tematów. Filmy, muzyka, sport, książki, Bardzo miło nam się gadało. W końcu zeszliśmy i na kobiety.

- Powiedz mi stary jedną rzecz, tak cię niedyskretnie zapytam: Czy wy, znaczy aktorzy, dużo ruchacie? – wszedłem na jeszcze wyższy poziom bezpośredniości.
- Zależy kto. Ja mam dziewczynę teraz, więc tylko z nią, ale niektórzy to tak. Szczególnie ci żonaci dużo opowiadają, cha, cha, cha.
- A którzy, na przykład?
- Nie, no z nazwiska ci nie powiem, ale na przykład taki jeden kolega, aktor komediowy, nazwiska nie powiem, ale na imię ma Cz.,  - mrugnął do mnie porozumiewawczo - chociaż ma żonę, którą bym chętnie puknął, cały czas opowiada jak to rucha na wyjazdach, czy to teatr, czy kabaret. Zresztą rozwodzi się, (tylko nic, nikomu!), pewnie mu się żona znudziła... Ale bym ją puknął, gdybym nie miał dziewczyny! Zresztą im kto starszy, to więcej chyba na boku rucha, albo tak gadają?
- A ten, na przykład, Globisz? Wiesz czy rucha dużo?
- Krzysiek? Nie wiem, graliśmy razem trochę, ale dobrze go nie znam. To jest inne pokolenie. Zresztą on nie gada dużo... A czemu on cię akurat zainteresował?
- Nie wiem, oglądałem kiedyś taki film z nim „Anioł w Krakowie”, no i jak mieszkałem właśnie w Krakowie, to raz byłem w teatrze i on też tam grał. Lubię gościa, ale pomyślałem sobie, ten tytuł  w gazetach: „Ruchający Anioł” Cha cha cha!
- Co ty, w gazetach? O takich rzeczach się nie pisze. Wszyscy poobrażaliby się na wszystkich. Dopiero jak już oficjalnie ktoś z kimś zerwie i chce byłemu, albo byłej dopiec, to dzwoni do jednej z tych gazet i pozuje, że niby przypadkiem w dyskotece...
- Kurde, tego to nie wiedziałem. – powiedziałem szczerze. – To jest jednak, stary, inny świat. My to się musimy naprawdę natrudzić, żeby laskę wyrwać. Do was pewnie idą jak muchy do lepu.
- Stary, no niektórzy tak pewnie mają, ale powiem ci, że to różnie bywa i czasem to lepiej chyba samemu dziewczynę poderwać, niż dlatego, że cię ktoś z telewizji zna.

Nie wiem, przy którym piwie zaczęliśmy zamawiać wódkę. Zrobiło się bardzo późno, zostaliśmy sami z barmanem, ale nie zbierało się nam do domu. Rozmowy szły sobie podobnymi torami co  wcześniej, mnie jakoś specjalnie show business nie interesował, choć przecież mogłem dowiedzieć się tylu rzeczy o Borysa. Zresztą, może się i dowiedziałem, ale niestety nie wszystko pamiętam.

- Borys – o to jednak musiałem go zapytać, po prostu musiałem – a czy ciebie nie wnerwia, jak cię ludzie w knajpie, albo na dyskotece zaczepiają, chcą się napić, albo proszą o autograf?
- Trochę tak, bo nie ze wszystkimi się chcę napić. A nawet jak już zacznę, to nie ze wszystkimi się tak dobrze pije, tak jak z tobą. Czasem goście są nachalni, tak, że aż się im chce w mordę dać, ale trzeba uważać, nigdy nie wiadomo, czy to nie jest jakaś prowokacja.
- Widzisz, to może dlatego Tadek z Długu taki był cierpliwy!
- Kto?
- Tadek z Długu, no wiesz, nie pamiętam jak się gość nazywa. Taki łysawy...
- Czarek. Czekaj, Czarek się nazywa... Wiem! Kosiński! Spoko koleś. Graliśmy razem w ostatnio w Testosteronie. Widziałeś?
- E.... Nie jeszcze nie. Warto?
- Powiem ci, że warto, stary. I to nie dlatego, że ja tam gram. Naprawdę spoko film nam wyszedł.
- No muszę pójść, jak mówisz, że fajny. Pójdę.
- Ale co z tym Czarkiem? - Borys wyglądał na zainteresowanego.
- Jakim Czarkiem?
- No Kosińskiem. – zupełnie nie wiedziałem, o kogo mu chodzi – No z Tadkiem z Długu!
- Aaa – w końcu załapałem -  No właśnie. Byliśmy jakiś czas temu gdzieś tutaj na imprezie. Specjalnie przyjeżdżałem jeszcze z Krakowa, na urodziny kumpla. Pamiętam nawet, że poszliśmy wtedy z dziewczyną razem do kibla i wiesz... A to była jedyna toaleta w lokalu, do tego koedukacyjna, ale się ludzie oburzali, cha, cha cha... No i tam właśnie był Tadek z Długu. Kumple raz po raz podchodzili do niego i pytali, czy to on jest Tadkiem z Długu. A on chyba z dziesięć razy spokojnie odpowiadał, że tak. A najlepsze było to, że obok siedział Żebrowski, i do niego nikt nie podszedł, a do Tadka, to, mówię ci, no z dziesięć razy. Jeden z kumpli to chyba ze trzy razy do niego polazł, żeby się zapytać, czy to on był Tadkiem z Długu, w końcu Tadek nie wytrzymał i mówi mu: „Odpier... się w końcu ode mnie!”. Nie przeklnął nawet do końca! Kontrola pełna.
- Panowie, kończymy! Ostatnie zamówienie.  – barman obudził się ze swojego letargu. Ale my już mieliśmy dość, więc po uregulowaniu rachunku wyszliśmy z baru.

Nie było jakoś bardzo ciepło, ale nie padało i było bardzo przyjemnie.
- Podwiozę cię, gdzie mieszkasz? – zaproponował Borys
- Podwieziesz? Jesteś autem?
- Ta. Zaparkowałem tu niedaleko. Chodź.
- Co ty? Przecież jesteś nawalony jak szpak! Złapią cię i....
- Powiem im, że jestem komisarz Kruszyński, cha, cha, cha, to mnie może puszczą!
- Przestań. Teraz robią akcje trzeźwy świt, czy coś tam. Zamów sobie taryfę.
- Eee, taryfę nie. Nie chce mi się jechać taryfą. Odprowadzę cię, chcesz? Muszę troszkę wytrzeźwieć.
- Odprowadzisz? Stary ja mieszkam na Borsuka. Całą noc będziemy szli. Zamawiam taksówkę. Zamówić ci też?
- Czekaj. Słuchaj. Bo ja nie mogę iść do domu teraz. Może pójdziemy gdzieś jeszcze?
- Gdzie? Zamknięte jest wszystko.
- Karol, poczekaj. Słuchaj. Ja nie chcę iść do domu. Nie mogę...
- Dlaczego?
- Bo... Zresztą. Powiem ci, ale nie tutaj. Ty mieszkasz z kimś?
- Ja? Sam. A co, chcesz iść do mnie?
- A mogę? Kupimy wódkę po drodze. Pogadamy.
Zamówiłem taksówkę. Po drodze Borys kupił wódkę na stacji. Chyba obaj potem przysnęliśmy, a taksówkarz nie spieszył się, żeby nas obudzić, bo licznik nabił ze trzy razy tyle co powinien. W końcu wysiedliśmy jednak i poszli do mnie.

To co się stało później było jak z dobrego filmu akcji: otworzyliśmy wódkę, wypiliśmy po dwie banie, po czym, niemal jednocześnie osunęliśmy się na ziemię. Więcej nie pamiętam...

Słońce stało wysoko, kiedy się przebudziłem. On jeszcze spał. Pomiędzy nami, dokładnie po środku, była wielka kałuża wymiocin. Poszedłem napić się czegoś, jak wróciłem, mój gość już wstał. Patrzył tępo na obrzygany dywan.
- To nie ja stary - powiedział - ja nigdy nie rzygam.
Nic nie powiedziałem. Bolała mnie głowa.
- Która jest godzina? - zapytał spoglądając na zegarek. - Ja pier.. Muszę lecieć. Mania pewnie już od dwóch godzin stoi pod moimi drzwiami... Trzymaj sie stary! Dzięki za wczoraj. Na pewno się jeszcze umówimy!

Wyszedł. Zostałem sam. W sumie, to ja też nigdy nie rzygam.


Z cyklu Opowieści spod stołu

Max Aub - Zbrodnie Przykładne

Nigdy nie zabił pan nikogo z nudów, dlatego, że nie miał pan nic do roboty? To jest zabawne.