sobota, 23 marca 2013

Max Aub - Zbrodnie Przykładne

Staliśmy na skraju chodnika, czekając, aż będziemy mogli przejść. Samochody jechały jeden za drugim, jakby były sklejone światłami. Musiałem tylko lekko popchnąć. Byliśmy małżeństwem od 12 lat. Nic nie była warta.

poniedziałek, 18 marca 2013

Karol Jakubski - Z notatnika Wujka Patyka

(Miało się to inaczej nazywać, ale zajął mi ktoś tytuł. Nie powiem, co chciałem napisać, znaczy z czyjego notatnika, w każdym razie przechrzciłem się na Wujka Patyka. Przechrzciłem się wyjątkowo podle, bo ani ze mnie wujek, ani tym bardziej patyk - ani patyków nie pijam, ani nie posiadam, mam za to w domu prąd, internet i zadziwiający zmysł obserwacji. Dlaczego więc podle? Ano dlatego, że przyczyną mojego pseudonimu była nędzna i prymitywna potrzeba rymu i rytmu.)

Jadę pociągiem z Rzeszowa do Krakowa. Jak byłem na studiach 30 lat temu, jeździły te pociągi 2 godziny. Dzisiaj 3.30 -  3.45. Ale Tusk Nowaka chwali, że punktualne, i że jest postęp. Postęp wsteczny. Taki polski paradoksik. Siedzę sobie w przedziale drugiej klasy, razem ze mną jadą te młoty. Studenci. Najgorsza gangrena. Nikt, kto ma wszystkie klepki, nie wsiada przecież do pe-ka-pe.

Kiedyś ci debili gadali z kimś, czytali durne gazety, jakieś łatwe książki, a teraz siedzą i grają na komórkach w jakieś gierki, jak dzieci. Gierki jak na Atari 20 lat temu, wąż, tetris... I tak są w stanie zabić te 3 godziny trzydzieści bijąc rekordy w węża.

Najbardziej lubię czytać w pociągu w nocy. Nic nie widać za oknem, tylko książka przed oczami i muzyka w uszach. Nikt nie gada, a ja nie słyszę, czy ktoś dyszy, czy chrapie. Jak się zmęczę, to zamykam oczy i śpię, potem się budzę i znowu czytam.

Jechałem raz sobie z Warszawy. W delegacji byłem więc mogłem sobie pozwolić na pierwszą klasę. W przedziale obok jechały Elektryczne Gitary. Wyrwałem kartkę z notesu, ścisnąłem długopis w garści i wparowałem do nich do przedziału: "Przepraszam, dzień dobry, mogę prosić o autograf? Panowie jesteście z tego zespołu Raz Dwa Trzy?

niedziela, 17 marca 2013

Ricardo Sigala - Periplus

Podróże, Podróżnicy 1


Wszystko było poszukiwaniem. Kiedy się wychodziło – albo wchodziło, w zależności od sytuacji- nieświadomie i bezwiednie. Bez tej pewności, jaką dają ziarenka piasku, które połykaliśmy na pustyni, a które porzucaliśmy, jak tylko pojawiło się trochę zieleni. Bez oceny żaglowców, albo oschłych, dwugarbnych wielbłądów, albo zgarbionych dromaderów, albo gruboskórych słoni, które zdechną na drogach tak starych jak niepoznanych, tak długich, jak zapomnianych (jakkolwiek, czasami,  zapełnionych ludźmi)…

środa, 6 marca 2013

Karol Jakubski - Dyskoteka



Nie bardzo lubię szkolne dyskoteki, ale mus to mus, więc poszłam. Na szczęście Waldek i Marek też przyszli, więc wieczór nie zapowiadał się na zupełną klapę. W domu nie mogłam oczywiście nic wypić (bo rodzice), kupiłam więc po drodze szczeniaczka krupniku i schowałam do torebki.

Waldek z Markiem przyszli wcześniej, lekko już zaprawieni, ale również z odpowiednimi zapasami. Znaleźliśmy miejsce, w którym nikt nie miał prawa nam przeszkodzić i tam skonsumowaliśmy zawartość naszych buteleczek.
W sali gimnastycznej, która była główną scenerią imprezy mieszały się zapachy strawionego alkoholu, potu oraz tańszych lub droższych perfum. Gdyby jednak hormony posiadały zapach, to pewnie one dominowałyby wśród imprezowych oparów. Zabawa, jak to zwykle bywa ze szkolnymi dyskotekami, była nakierowana na zapoznanie się z nieznajomymi osobami płci przeciwnej, albo na ugruntowanie znajomości zawartych na poprzednich imprezach. Wolne tańce zamieniały się w przytulanki, a przekraczanie kolejnych granic intymności było wprost proporcjonalne do ilości wypitego alkoholi.

Nasza trójka, czyli Marek, Waldek i ja, patrzyliśmy na to wszystko dość beznamiętnie, chociaż przypuszczam, że tak jak w mojej, tak i w ich głowach kłębiły się mniej lub bardziej nieprzystojne myśli, tym bardziej, że i my troszkę wypiliśmy.

Hamulce puściły najszybciej Waldkowi:

- Plotki są. – wyraźnie pił do mnie

- Plotki? Jakie? – dobrze wiedziałam, o co mu chodzi.

- Podobno spotykasz się z Cezarym. Tym z 4b. – wiedziałam, że to musi kiedyś wyjść na jaw.

- Co? Bzdura! Daj spokój Waldek. Ja i Cezary? A wiesz, co plotki mówią o tobie? Mówią…

W tym momencie usłyszeliśmy jakiś hałas w głębi korytarza. Pobiegliśmy tam w trójkę niemal natychmiast. Kilka osób stało w osłupieniu przed kiblem, z którego właśnie wyszedł dyrektor w zarzyganej marynarce.

- Co to ma w ogóle znaczyć! Wszystko to będzie przedmiotem rady pedagogicznej! – dyrektor był naprawdę wściekły – Nie ujdzie wam to płazem!

Wpadłam do toalety wraz z chłopakami, chociaż była to męska toaleta. Pod ścianą, bledsza niż ona, stała Kaśka z IIc. Podtrzymywał ją chłopak, którego nie znałam. W umywalce i na podłodze było pełno wymiocin. Nie trudno było się domyślić, co zaszło…

To wydarzenie oraz niewinne zderzenie dwóch głów podczas „pogo” były jedynymi incydentami tego wieczora. Impreza skończyła się tuż przed 22, ale my postanowiliśmy jeszcze się gdzieś zabawić. Do Asa iść nie mogliśmy, bo nie chcieliśmy tam spotkać czwartoklasistów, poszliśmy więc do Margo, co było mi zresztą na rękę, bo to po drodze do mnie i miałam pewność, że chłopcy mnie odprowadzą. Tam wypiliśmy, niewiele – ja małe piwo, chłopaki po dużym - i zostaliśmy grzecznie wyproszeni, bo pani „już w końcu chciała iść do domu”.

Odprowadzili mnie pod dom. Stanęliśmy pod trzepakiem i wtedy Waldek zaczął się popisywać.

- To jest zwis nachwytem. – zawisł na trzepaku – a teraz, proszę bardzo: odbicie i wymyk do podporu przodem – Waldek podskoczył, zrobił fikołka do tyłu i już stał na rękach na trzepaku. – A teraz odmyk do pozycji wyjściowej – nie wiedziałam kiedy, znów sobie wisiał na rękach.

- Waldek, bo się połamiesz! – Marek wyglądał na autentycznie zatroskanego.

- Ja połamię? Żartujesz chyba! – Waldek uwielbiał imponować swoją sprawnością – A teraz, uwaga, uwaga! Zwis przodem w wykręcie! – Znowu się podciągnął i zawisł tak, że myślałam, że mu ramiona wyskoczą z barków.

- Jezus Maria, Waldek! –Tym razem ja przestraszyłam się, że sobie coś zrobi – Ile ty masz lat? Złaź szybko.

Waldek, niezwykle dumny siebie zrobił odmyk, czy też jakiś inny „myk” i z szerokim uśmiechem stanął przed nami.

- Ma się krzepę nie? – Miał, nie byliśmy w stanie zaprzeczyć. – Dobra, Gocha, to co te plotki mówią o mnie?

- Jakie plotki?

- Te o których mówiłaś, jak ci powiedziałem, że mówią, że chodzisz z Cezarym. Nie dokończyłaś, bo dyrektor wypadł zarzygany z kibla…

- A wiecie, że ja w pierwszej chwili myślałem, że to on się zrzygał? – Marek wydawał się mówić serio – no ale przecież gdzie on, taki abstynent, by się zrzygał? – No właśnie. Dyrektor znany był z tego, że nie pił.

- Kaśka ma prze… - powiedziałam nie bez smutku, bo lubiłam tę Kaśkę.

- No raczej – zawtórowali mi obaj – nie wywinie się. Dyrektor jej tego nie podaruje.

- No dobra, to jakie te plotki?

- Mówią, że pijesz – byłam na niego zła za Cezarego.

- Wszyscy piją. – Na Waldku nie zrobiło to większego wrażenia.

- Mówią, że pijesz i bijesz żonę – wiedziałam, że to nieprawda, ale nie mogłam mu podarować tego Cezarego.

-Co?! Ja biję żonę?! Kurrrr! Kto tak powiedział? Kto – Władek wściekł się.

- Nieważne. Przecież wiemy, że to tylko plotki, prawda? – Miałam nadzieję, że Waldek zrozumiał.

-Wiemy – potwierdził Marek. – Ale wiemy też, – ciągnął dalej – że to co mówią o tobie, to prawda. I do tego szybko się roznosi…

- Gówno prawda! – a jednak to była prawda – Nic się nie roznosi! I wy też lepiej nie powtarzajcie!

- Spoko, Gocha. Nami się nie martw – Waldek przejechał sobie po ustach, jakby zasuwał zamek błyskawiczny – ani mru mru!

- Jasne! – Marek szybko podchwycił humor Waldka – Ale powiedz nam Gocha. Co ty widzisz w takim smarku?

- Przestańcie. Cezary jest bardzo dojrzały, jak na swój wiek.

-Taaa. – Waldek nie zamierzał skończyć. – Ale egzamin dojrzałości jeszcze przed nim… A kto go będzie odpytywał z Niemca? Pani profesor Małgorzata W…

- Nie gadam z wami. Jesteście pijani. A ja muszę iść. Pa! – Odwróciłam się na pięcie i zaczęłam iść w stronę domu. To był jedyny sposób.

- Gocha! Czekaj! Nie obrażaj się. Już ani słowa! Ale, rada starszego kolegi: uważaj, bo będzie skandal.

- Nie będzie skandalu, jeżeli przestaniecie o tym gadać. Zresztą on już niedługo kończy szkołę…

- Ej, Gocha, Gocha… – Waldek pokręcił głową, udając wielce zmartwionego – W co ty się pakujesz? Popatrz. Masz tu takich kumpli, trochę starszych, ale za to z doświadczeniem! Romantycznych. Popatrzyłabyś na nas, a nie na takich młokosów – ostatnie słowo powiedział z tym swoim przekąsem. – Popatrz, jakie ja wymyki robię. Potrafi tak ten Twój Cezary? A figę potrafi! Już ja to wiem, bo mam z nim WF. Cherlak straszny!

- Już ty się nie martw o niego – postanowiłam bronić Cezarego – tam gdzie powinien, tam jest sprawny.
Chłopcy wybuchnęli szyderczym śmiechem. Zdałam sobie sprawę, że palnęłam głupstwo.

- Nie gadam z Wami – tym razem już naprawdę postanowiłam iść – jutro mam na pierwszą lekcję. Pa!

-Idziesz już? Jeszcze ranek nie tak blisko. Słowik to, a nie skowronek się zrywa. – Marek, jak to polonista, postanowił zatrzymać mnie Szekspirem – I śpiewem przeszył trwożne ucho twoje…

- Dobre to jest Marek! – Waldkowi Szekspir najwyraźniej przypadł do gustu. - Dawaj, a ja robię specjalnie dla Gochy wymyk z…

- Co noc on śpiewa ówdzie na gałązce granatu, wierzaj mi, że to był słowik!

- Słowik! – usłyszałam ryk Waldka zza zamykających się drzwi klatki schodowej.

Próbowałam wejść do domu tak, żeby nie obudzić rodziców, jednak w przedpokoju po ciemku zderzyłam się z tatą.

- Jesteś! – słychać było, że mu ulżyło. Bałem się, że coś ci się stało. - Jakieś gnoje drą się pod klatką. Obudzili mnie.

Mój ojciec strasznie szybko się denerwował. I właśnie zamierzał zrobić to, czego się bałam najbardziej: Otworzył okno i wrzasnął.

- Stulić mordy, gnoje! Ludzie chcą spać!

Marek odpowiedział krzycząc:

- O, dnieje, dnieje! Idź, śpiesz się, uciekaj! Głos to skowronka brzmi tak przeraźliwie i niestrojnymi, ostrymi dźwiękami razi me ucho. Mówią, że skowronek…

Mojego ojca rozjuszyło to jeszcze bardziej:

- Jaki skowronek, ćpunie jeden?!? Won mi stąd, bo dzwonię na policję!

- Przepraszamy pana bardzo. – we wszystko wmieszał się Władek – My tylko chcieliśmy pogadać z Agnieszką?

- Tutaj nie mieszka, żadna Agnieszka! – ojciec tak łatwo wpadł w ich sidła... Ryknęli we dwóch:

- „Agnieszka, już dawno tutaj nie mieszka!” – ojca zbiła z tropu ta ich nagła piosenka.

Skonsternowany zatrzasnął okno. A ja tylko słyszałam, coraz bardziej w oddali, jak ryczeli to swoje „Agnieszka już dawno tutaj nie mieszka”.

niedziela, 3 marca 2013

Max Aub - Zbrodnie Przykładne

Jechaliśmy stłoczeni jak sardynki, a ten facet to była po prostu świnia. Śmierdział. Wszystko mu śmierdziało, ale przede wszystkim stopy. Zapewniam pana, że nie dało się tego wytrzymać. Poza tym, kołnierzyk - czarny, kark - umorusany. I patrzył na mnie. Coś obrzydliwego. Chciałem się przesiąść na inne miejsce. A,  pewnie pan w to nie uwierzy, to indywiduum wstaje za mną! Śmierdział jak sto diabłów, wydawało mi się, że widzę robaki w jego ustach. Może za mocno go pchnąłem. Ale to przecież nie moja wina, że koła autobusu po nim przejechały.