niedziela, 5 stycznia 2014

Karol Jakubski - O czym to jest?

Dostałem na święta książkę. Zielona z czerwonym wzorkiem, takim trochę meksykańskim, strasznie gruba - dobre kilkaset stron. Cortazar ją napisał, więc wiadomo, klasyka - tak, jakżeby inaczej - Gra w klasy.

- Nie kupujcie mi więcej książek - powiedziałem, jak już wypiłem parę kieliszków - i tak ich nie czytam. Czasu nie mam, żeby napisać jakieś opowiadanie (o powieści nie wspomnę), a co dopiero, żeby czytać innych. Kupcie mi lepiej krawat, skarpety, szalik, mogą być nawet niewymowne, zawsze się przyda coś takiego, zwłaszcza na zimę.

Dobra, w myślach to powiedziałem. Nawet na rauszu nie jestem taki, żeby rodzinie na święta przykrość sprawiać. Ale czytać Gry w klasy nie miałem najmniejszego zamiaru. Kiedyś przeczytałem parę tych rozdziałów idąc zgodnie z numeracją autora i to takie intelektualne bla bla bla: Horacio, Oliveira, Rocamadour, Maga, Paryż, Buenos Aires... Udawałem zainteresowanego, kartkowałem powieść, chociaż jak wiadomo, w literaturze pięknej trudno o obrazki, a tym bardziej o ciekawe obrazki, aż w końcu dotarłem do strony 686, nie mieszczącej się już w dziele Argentyńczyka, nawet nie noszącej numeru (tak, musiałem sam policzyć), ale zawierającej coś, co stało się przyczyną tego tekstu.

Nagłówek strony był prosty, było tam napisane: "Dotychczas w serii:". A pod spodem autorzy i tytuły, którzy przez wydawnictwo zostali zmieszani w "Salsie - książkach dla muzykalnych". Niektórych autorów znałem, tytuły również, ale o kilku w życiu nie słyszałem i pomyślałem sobie, że wcale bym nie chciał ich bliżej poznać. Po co czytać jakieś opasłe tomiska, jak można wziąć tytuł i sobie wymyślić treść, którą da się streścić w dwóch zdaniach?

- Czytał ktoś z was Złą godzinę Marqueza? - zapytałem
- Ja czytałem. -odezwał się mój szwagier Zbyszek (właściwie to mąż mojej szwagierki, nie wiem, czy to wciąż szwagier).
- Taak? - Zbyszek nie należał do szczególnie aktywnych czytelników. Tak naprawdę nie widziałem go, żeby czytał cokolwiek, nawet na gazecie - O czym to jest?
- No, ten markiz miał taki stary zegarek , który zawsze pokazywał złą godzinę i z tego zawsze wynikały chryje, bo i na ślub się spóźnił swojej córki, na jakiś statek do Ameryki nie zdążył. Komedia taka.
 - Komedia? Aha. Zbychu, a czytałeś może Sto lat samotności?
- Tego akurat nie. - To o jakimś rozbitku?
Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Zbyszek nie był głupi. On się po prostu wygłupiał. Mój teść od razu podjął rękawicę.
- Ja czytałem. To było o astronaucie, którego wysłali w kosmos i on tak szybko leciał, że nie zauważył, że na Ziemi już sto lat minęło, bo u niego to była raptem dekada. Tak naprawdę, to ta książka powinna się nazywać Dziesięć lat samotności. Marquez nie zrozumiał najwyraźniej szczególnej teorii względności...
- A kto czytał Ostatnią rundę Cortazara? - rzuciłem
- Ja, ja czytałam. - do zabawy włączyła się moja szwagierka - wbrew pozorom, to nie o bokserze, tylko o barmanie w Londynie, który bije w dzwon ogłaszający ostatnią rundę. Poznaje właśnie dzięki temu biciu piękną dziewczynę z Europy Wschodniej i tak zaczyna się ich romans.
 - Co my tu mamy... - zaczynało mnie to wciągać - Pochwała Macochy,  Mario Vargas Llosa...
- O, to świństwo jakieś.  - odezwał się mój brat - macocha, pochwa, wargasy...

Tak oto bawiliśmy się aż do pasterki opowiadając sobie o czym to było. A było sporo. Może i Ty, szanowny czytelniku spróbujesz? Oto skrócona lista:

Isabel Allende - Ewa Luna,
Julio Cortazar - Gra w klasy,
Gabriel Garcia Marquez - Jesień patriarchy,
Manuel Vicent - Pieśń Morza,
Eliseo Alberto - Niech Bóg sprawi, żeby istniał Bóg,
Javier Marias - Jutro, w czas bitwy, o mnie myśl,
Carmen Posadas - Małe niegodziwości,
Jose Carlos Somoza - Jaskinia filozofów,
Gabriel Garcia Marquez - O miłości i innych demonach,
Mayra Montero - Przybądź, ciemności,
Carmen Posadas - Pięć błękitnych much