piątek, 21 września 2012

Virgilio Díaz Grullón - Wróg

Dobrze pamiętam dzień, w którym tato przyniósł pierwszą lalkę w wielkim, kartonowym pudle, owiniętym w kolorowy papier i przewiązanym czerwoną wstążką. Nie wyobrażałem sobie jednak wtedy, jak bardzo miało się wszystko zmienić w wyniku tego niespodziewanego prezentu. 

Właśnie tego dnia zaczynały się nasze wakacje, a moja siostra Esther i ja mieliśmy zaplanowane mnóstwo rzeczy do zrobienia tego lata, takich jak, na przykład, budowa domku na najgrubszej gałęzi krzewu ubosu, polowanie na motyle, uporządkowanie naszej kolekcji znaczków i treningi baseballu na patio. Nie wspominając o wyjściach do kina w niedzielne popołudnia. Nasz sąsiad z naprzeciwka wyjechał już z rodzicami na wakacje nad morzem i dzięki temu miałem Esther na całe lato tylko dla siebie. 

Esther kończyła sześć lat w dniu, w którym tato przyszedł do domu z prezentem. Moja siostra była bardzo podekscytowana, zrywała nerwowo wstążkę drąc opakowanie. Nachyliłem się nad jej ramieniem i obserwowałem jak wyłaniało się z papierów to idiotyczne dziwactwo ubrane w niebieskie ubranko nie zakrywające do końca gumowych nóg i ramion. Głowa była z białego i twardego materiału, a na środku twarzy widniał skamieniały uśmiech, który znienawidziłem od samego początku. 

Kiedy Esther wyjęła ją z pudła, zauważyłem, że oczy lalki, zaopatrzone w czarne i grube rzęsy, prawie takie jak ludzkie, otwierały się lub zamykały w zależności od tego, czy przechylało się ją do przodu, czy do tyłu, i że temu idiotyzmowi towarzyszył cichy płacz, który zdawał się wydobywać z jej niewidocznego brzucha. 

Moja siostra przyjęła prezent ze spodziewanym entuzjazmem. Widząc zawartość paczki, podskoczyła z radości, a kiedy skończyła rozpakowywać lalkę, wzięła ją na ręce i wybiegła na patio. Nie poszedłem za nią. Cały dzień spędziłem plącząc się po domu, nie robiąc nic specjalnego. 

Tego dnia Esther jadła obiad i kolację z lalką na kolanach i poszła z nią do łóżka, nie pamiętając o tym, że tej nocy mieliśmy poukładać afrykańskie znaczki, które wymieniliśmy dzień wcześniej za podwójne egzemplarze z Ameryki Południowej. 

W ciągu kolejnych dni nie zmieniło się nic. Esther skupiła się na swojej nowej zabawce w tak absorbujący sposób, że ledwie się widywaliśmy w czasie posiłków. Byłem naprawdę zmartwiony. Nie bez powodu, jeśli wziąć pod uwagę wszystkie nadzieje związane z tym, że miałem ją mieć u boku w czasie wakacji. Nie mogłem zbudować domku bez jej pomocy, tak samo niemożliwością było, żebym sam zajął się polowaniem na motyle i uporządkowaniem znaczków, nie mówiąc już o tym, że śmiertelnie mnie nudziło ciskanie w górę piłki baseballowej i łapanie jej. 

Czwartego dnia od przybycia lalki, byłem już przekonany, że trzeba zrobić coś, żeby przywrócić sprawom zakłócony jej obecnością normalny bieg. Dwa dni później dokładnie wiedziałem, co. Tej nocy, gdy w domu wszyscy spali, wszedłem na paluszkach do pokoju Esther i zabrałem lalkę leżącą obok niej. Mojej siostry nie obudził nawet żałosny jęk, który wydobył się z lalki, kiedy nią poruszyłem. Nie robiąc hałasu przeszedłem do pokoju, w którym tato trzyma swoją skrzynkę z narzędziami, wziąłem nóż myśliwski oraz najcięższy młotek i, wciąż na paluszkach, wziąwszy ręcznik z łazienki poszedłem w głąb patio, aż do wyschniętej, od dawna nie używanej studni. Rozłożyłem ręcznik na trawie, położyłem na nim lalkę – zamknęła oczy tak, jakby przeczuwała niebezpieczeństwo – i trzema mocnymi uderzeniami młotka roztrzaskałem jej głowę. 

Następnie nożem oddzieliłem od ciała cztery kończyny, a potem, żeby przezwyciężyć strach spowodowany ostatnim jękiem, posiekałem na kawałeczki jej ciało, ręce i nogi. Wtedy owinąłem szczątki ręcznikiem i cisnąłem zawiniątko w czarną dziurę studni. Jak tylko wróciłem do swojego łóżka, zasnąłem twardo. Pierwszy raz od dłuższego czasu. 

Następne trzy dni były dla Esther czasem żałoby. 

Płakała bez wytchnienia i przez cały czas mnie unikała. Ale pomimo łez i ciągłych skarg, nie udało się jej przekonać moich rodziców, że ktoś jej ukradł lalkę, kiedy spała i cały czas byli przekonani, że zostawiła ją na patio w noc jej zniknięcia. Moja siostra patrzyła na mnie w te dni z ostrożną nieufnością w oczach, ale nigdy o nic otwarcie mnie nie oskarżyła. 

Potem wszystko wróciło na swoje miejsce i Esther nie wspominała już o lalce. Reszta wakacji przebiegała spokojnie i już w połowie lata skończyliśmy domek i spędziliśmy tam wiele godzin na wklejaniu znaczków do albumu i porządkowaniu kolekcji motyli. 

Pod koniec lata pojawiła się druga lalka. Tym razem przyniosła ją mama, ale nie w kartonowym pudle, jak tamtą, tylko owiniętą w różowy kocyk. Esther i ja patrzyliśmy jak mama kładła ją bardzo ostrożnie do swojego łóżka, mówiąc do niej łagodnym głosem, tak jakby lalka mogła ją słyszeć. W tamtej chwili, patrząc z ukosa na Esther, odkryłem w jej zachowaniu podejrzane zainteresowanie nową zabawką, co przekonało mnie do tego, że muszę uwolnić się również od tej przeszkody zanim kompletnie zepsuje mi koniec wakacji. Pomimo tego, że wyczuwam dziwną zmowę między mamą a Esther w celu chronienia drugiej lalki, nie jestem pesymistą: obie twardo śpią w nocy, skrzynka z narzędziami tatusia jest na swoim miejscu, a poza tym, mam już doświadczenie w rozwiązywaniu tego problemu. 

Brak komentarzy: